czwartek, 1 kwietnia 2010

Kroniki Drużyny Młota

Kroniki Drużyny Młota
Spisane w 30 lat po wydarzeniach, które wstrząsnęły Imperium
Przez [wpis nieczytelny], bezpośredniego uczestnika wydarzeń.
Wydane w Altdorfie nakładem drukarni Kurta Wegnera Juniora
W roku 2542 od założenia Imperium


[Rozdział XI]

Po dotarciu na wysokość Wittengsdorfu postanowiliśmy wysłać kurdupli przodem na zwiady. Zadekowaliśmy się z „Lodzią” za zakolem rzeki i czekaliśmy na powrót zwiadowców, którzy – z racji tego, że nigdy wcześniej tam nie byli, nie powinni zostać powiązani z naszą zeszłotygodniową wtopą i mini pożarem na zamku.
Zwiad wrócił po paru godzinach. Okazało się, że w karczmie wojsko z zamku wzięło się za wieszanie tubylców w nadziei na znalezienie siedziby banitów. Drakki i spółka zareagowali dość nerwowo i strażników zlikwidowali – niestety jeden z krasnoludów został przy tym poważnie ranny, ale Anna zdołała go odratować, po tym, jak przynieśli go na drzwiach od karczmy, niczym niejakiego Janka Wishnievskiego ze znanej kislevickiej ballady.
Nad ranem podzieliliśmy się na dwie grupy. Anna do spółki z Samem udali się rozpoznać okoliczne lasy (wnioski: okoliczne lasy są spaczone chaosem, w nocy szwędają się tam zwierzoludzie, a partyzanci są dobrze zamaskowani), podczas gdy Cerus, Gascoigne i Fransoise udali się do wioski (wnioski: krasnoludy są bardzo dobre w znajdowaniu ruchu oporu), nasi zostali karczmie szybko połączeni z krasnoludami i skontaktowała się z nimi niejaka Hilda – córka młynarza, będąca lokalną wtyczką partyzantów. Nauka na przyszłość: wtyczkę partyzantów można łatwo poznać po tym, że podchodzi do nas w szarym prochowcu i zaczyna gadkę od „Słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać. Jestem wtyczką ruchu oporu w Wittengsdorfie…”.
Wspólnie udaliśmy się do ich tajnej siedziby w lesie, gdzie odbyła się rada wojenna z ich przywódczynią – Sigrid. Ta była kapłanka Rhyi bardzo ucieszyła się, że chcemy pomóc, a jeszcze bardziej ucieszyło ją to, że przywieźliśmy im trochę broni. Dość szybko udało nam się stworzyć plan ataku na zamek z wykorzystaniem odkrytego przez nas tajemnego przejścia. Sigrid i jej ludzie, w liczbie około 30, mieli uderzyć na Niski Zamek, a my, razem z krasnoludami, na Wysoki.
Pokrzepieni stworzonym ambitnym planem udaliśmy się do „Lodzi” po broń. Po drodze jeszcze trzeba było urządzić zasadzkę na grupę żołnierzy z zamku, którzy przeczesywali las za pomocą mutanta o czułym powonieniu. Dzięki temu, że byliśmy po zawietrznej, pojawiła się okazja na zorganizowanie idealnej pułapki. Pachołki nekromanty dostały huraganowy wpierdol, a niedobitki goniliśmy aż pod zamek. Po czym sami wykonaliśmy taktyczny manewr redyslokacji na z góry upatrzone pozycje wyjściowe do kolejnego ataku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz