wtorek, 13 kwietnia 2010

Kroniki Drużyny Młota
Spisane w 30 lat po wydarzeniach, które wstrząsnęły Imperium
Przez [wpis nieczytelny], bezpośredniego uczestnika wydarzeń.
Wydane w Altdorfie nakładem drukarni Kurta Wegnera Juniora
W roku 2542 od założenia Imperium


Rozdział XII - ciąg dalszy

Na tym etapie w zamku zostały już tylko dożynki do dokończenia. Zgodnie z pozycjonowaniem wykonanym przez Annę zostały nam dwa skupiska po kilkunastu mutantów, dwa demony i wielkie coś z mackami w dziurze na odpadki.
Cerus wpadł na genialny pomysł, żeby przy pomocy drobnej iluzji sprowadzić do głównego hallu wrogich żołnierzy na raty, celem przekazania ich Francoise do pogrzebania. Plan i wykonanie było genialne, ale… nikt nie przyszedł. Nie chciał Mahomet do góry… posłaliśmy Sama na zwiady. W kolczudze, napierśniku płytowym i z dyndającymi na grzbiecie kuszą wałową i dwuręcznym toporem mógłby co najwyżej zaskoczyć mocno napitego krasnoluda, ale i tak postanowiliśmy spróbować. W końcu padało, grzmiało i było ciemno.
Sam w starej oranżerii znalazł kilkunastu mutantów – ludzi skrzyżowanych z różnokolorowymi ptakami. Nie wydawali się specjalnie groźni, szczególnie że byli zamknięci w klatce, ale i tak postanowiliśmy ich odstrzelić. Nie oszukujmy się mutanci to to oczywiście nie byli, co najwyżej lekko ewolucyjnie upośledzone ptactwo. Więc okres ochronny na drób łowny ich nie obejmował.
Po małym polowaniu na dzikie indyki nad Zamkiem Wittengstein postanowiliśmy zająć się basztą bramną. Wysłane przodem krasnoludy z Drakkim na czele zatłukły tam ostatniego strażnika i mogliśmy na spokojnie uzupełnić zapas bełtów do kusz.
Następny cel: była świątynia Sigmara. O tym, ze była, dobitnie świadczyło wielkie czarne przyrodzenie domalowane do płaskorzeźby Sigmara na frontowej ścianie. Przez uchylone drzwi wylatywała po ziemi fiołkowa mgiełka, dało się też usłyszeć dziwną, hipnotyzującą muzykę organową.
Zasłoniliśmy twarze chusteczkami umoczonymi w spirytusie i weszliśmy do środka w pełnej gotowości bojowej. Byliśmy gotowy na prawie wszystko – demony, zwierzoludzi, mutantów, ofiary składane z dziewic… Jedno było pewne – dziewic w budynku nie było, na podłodze zamiast tego trwała orgia w najlepsze z udziałem kilkunastu ludzi. Jeden z nich był ewolucyjnie upośledzony i miał nawet dwa penisy! Kilka plaskaczy przywołało do porządku członków drużyny, którzy popadli w trans na skutek działania tej strasznej, kociej muzyki i już mogliśmy się zabrać za rozbicie orgii. Kultyści byli tak ukarani, że nawet nie opierali się, gdy podrzynaliśmy im gardła. Jeden nawet się cieszył, mówił że ból sprawia, że czuje że żyje. Zalaliśmy wodą kadzie, z których wydobywał się ten fiołkowy dym – mieliśmy niejasne przeczucie, że jest z nim coś nie tak. Nad salą dominował kamienny posąg Sigmara Młotodzierżcy, tyle że do jego młota dorwał się jakiś maniak z dłutem i przerobił go… tak, zgadliście drodzy czytelnicy, na penisa! Ile penisów można wkomponować w jedną świątynię? Ludzie! Jeszcze tylko brakowało, żeby ta demonica chaosu, która na nas wyskoczyła, miała ze dwa na czole!!
Nie miała, miała za to parę szczypiec zamiast rąk. Coś tam pieprzyła o tym, dlaczego się nie bawimy, nie bierzemy udziału w orgii, ale my byliśmy w nastroju do walki, nie gadania. W walce nie mógł niestety nas wspomóc Cerus ani krasnoludy, którzy kompletnie ujarali się tym fiołkowym dymem. Niezły szajs mieli ci slaneszyci! Cerusa trzymało jeszcze przez parę godzin, ciągle miał wizje, że jeździ różowym rydwanem w chmurach i rzuca piorunami w grzeszników… Ale ten fragment może zachowajcie dla siebie drodzy czytelnicy – przy jego obecnej pozycji, gdyby to się wydało… strach pomyśleć! Po krótkiej, acz zaciętej walce, w której Sam został lekko pokiereszowany, demonica zmieniła się w strużkę dymu, a my ruszyliśmy po schodach na górę, by znaleźć źródło kakofonii dźwięków, która przyprawiała nas o ból głowy.
Na galerii znaleźliśmy drugiego demona, a raczej demoniczne organy z mackami. Określenie „kocia muzyka” nabrało dla nas zupełnie nowego znaczenia. Gascoine okazał się osobą o najlepiej wyrobionym słuchu muzycznym (co nie powinno dziwić, ze względu na jego klasyczne, rycerskie wykształcenie) i o mało nie stracił słuchu w ataku demona. Macki szybko poucinaliśmy i zabiliśmy (???) organy.
W ostatniej wieży zamku znaleźliśmy tysiące karaluchów i ich władcę – człowieka-karalucha. Chyba chciał nam coś powiedzieć, ale bidula nie zdążył. Miał wypadek – odpadła mu głowa.
Nieco wcześniej dzięki magii Anny dowiedzieliśmy się, że do podziemi zamku przedostała się grupa mutantów. Postanowiliśmy zmierzyć się z nimi na końcu, ale po wyjściu z wieży okazało się, że jest już za późno – mutanci musieli uszkodzić strukturę skały pod zamkiem, gdyż ten nagle zaczął walić się na naszych oczach. Rzuciliśmy się do panicznej ucieczki unikając co rusz spadających kawałków dachówek i kamieni, jednocześnie składając dziękczynne modlitwy do wszystkich bogów, za to, że nie podkusiło nas żeby opuścić kratę w bramie.
Było gorąco, szczególnie w momencie, gdy podjadany Cerus przewrócił się jak długi pod opadająca kratą przy głównej bramie. Udało nam się jednak ujść z życiem, a z Zamku Wittengstein zostało mniej więcej to, co można obejrzeć w chwili obecnej – wysokie wzgórze z wyrównaną kupą gruzu na szczycie.
Wróciliśmy do Wittengsdorfu, gdzie okazało się, że ekipa prowadzona przez Sigrid wpadła w zasadzkę zorganizowaną przez… Mroczne Elfy! W walce zginęło więcej wieśniaków, niż podczas całego „wyzwalania” zamku, kilku też zostało rannych. Z relacji Hildy wynikało, że w starciu tym Sigrid została zabita. Podobno nie broniła się wcale, jakby czekała na śmierć. Hilda opowiadała, że Sigird na terenie Niskiego Zamku znalazła szczątki swojego męża, który został zabity niecały tydzień temu, a jego zwłoki spalone (rozpoznała je po jakimś pamiątkowym amuleciku, czy czymś takim).
Odpoczęliśmy parę godzin, Anna opatrzyła rannych wieśniaków i wsparci dwoma tubylcami ruszyliśmy wytropić długouchych. Co prawda zabieranie się za to dopiero po paru godzinach może nie było najgenialniejszym z naszych pomysłów, ale byliśmy zdeterminowani by następne spotkanie z nimi odbyło w wybranych przez nas warunkach…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz