wtorek, 18 maja 2010

Kroniki Drużyny Młota

Kroniki Drużyny Młota
Spisane w 30 lat po wydarzeniach, które wstrząsnęły Imperium
Przez [wpis nieczytelny], bezpośredniego uczestnika wydarzeń.
Wydane w Altdorfie nakładem drukarni Kurta Wegnera Juniora
W roku 2542 od założenia Imperium


[Rozdział XIII]

Gdy już ogarnęliśmy się po wizycie na Zamku postanowiliśmy ruszyć tropem Mrocznych Elfów. Sam podjął się trudnego zadania ich wytropienia, w czym pomagało mu dwóch gruppie z Wittengsdorfu.
Energicznym marszem ruszyliśmy na północ. Po kilku godzinach dotarliśmy do małego kamiennego mostku, ślady wskazywały, że Kilkanaście elfów przeszło tamtędy całkiem niedawno. Sam, idący na szpicy, już miał wejść na mostek, gdy nagle spod niego wygramolił się 2,5 metrowy troll i kategorycznym – choć nie świadczącym o szczególnej inteligencji, tonem, zażądał myta w wysokości bodajże 10 ZK od łepka.
Sam energicznie zabrał się do negocjacji ceny za pomocą dwuręcznego topora. Uprzedziła go jednak Wiewióra, trafiając trola celnym bełtem z kuszy. Oczywiście rana od razu zaczęła się goić, jednak chyba zraniła go do żywo, bo bydle rozdarło się niczym małe dziecko wołając: „Maaamooo!! One mnie biją…!!!”
I spod mostu wylazła prawie trzymetrowa mamusia…
Z ubiciem obu potworów trzeba było się trochę nagimnastykować, ale w końcu daliśmy radę i energicznie ruszyliśmy na północ. Jak tylko nieustraszeni Wittengsdorfscy zwiadowcy uprali portki w rzece.
Elfy znaleźliśmy godzinę później. Wszystkie co do jednego martwe. Trupy można było podzielić na trzy grupy – ubite przez cholernie dobrego szermierza rapierem, zatłuczone z wielką siłą długim mieczem przez kogoś, lub coś, co chyba umiało latać. Trzecia grupa została załatwiona przez kilka innych osób, nosili różnego rodzaju rany. Na pobojowisku leżały same elfy, więc ten, kto je pokonał albo zrobił to bez strat, albo po sobie posprzątał. Bardzo niepokojący był też jasny niczym słońce rozbłysk Shysh, wiatru śmierci, który zauważyliśmy pół godziny wcześniej. Nie nosił on jednak znamion wpływu chaosu…
Bardzo byliśmy ciekawi, kto rozwiązał za nas ten długouchy problem. Wtedy jeszcze nie połączyliśmy tego zdarzenia z tym dziwnym porankiem w Kemperbadzie, kiedy to nad ranem znaleźliśmy na pomoście wyraźne ślady jakiejś walki, ale wtedy ktoś zdążył po niej posprzątać i znaleźliśmy tylko jeden, charakterystyczny bełt od samopowtarzalnej kuszy.
Sprawców tej przykrości, która spotkała Mrocznych z Naggaroth mieliśmy poznać w przyszłości. I co tu dużo mówić, miało to być pamiętne spotkanie, ale nie uprzedzajmy faktów.

2 komentarze:

  1. "Sprawców (...) mieliśmy poznać w przyszłości. I co tu dużo mówić, miało to być pamiętne spotkanie, ale nie uprzedzajmy faktów."

    taaa... już czekamy ;)
    Sam

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm wlasnie apropo takiego spotkania to sie zastanawiałem nad kupnem balisty :D

    OdpowiedzUsuń