Kroniki Drużyny Młota
Spisane w 30 lat po wydarzeniach, które wstrząsnęły Imperium
Przez [wpis nieczytelny], bezpośredniego uczestnika wydarzeń.
Wydane w Altdorfie nakładem drukarni Kurta Wegnera Juniora
W roku 2542 od założenia Imperium
[Rozdział XVIII]
Czy wspominano już na łamach niniejszego dzieła, że stary Boris Todtbringer, elektor Middenheimu, to był cholernie szczwany lis? Jeśli nie, to czynię to teraz: stary Boris Todtbringer, elektor Middenheimu, to był cholernie szczwany lis.
Bo jak inaczej nazwać faceta, który ubija dwa wróble, siedzące na przeciwległych końcach wież w jego cholernej, niezdobytej fortecy, załatwia jednym kamieniem? I to do tego robi to przed śniadaniem?
Takie myśli przyszły nam do głowy, gdy po dotarciu do Kisleva okazało się, że car Radi Bokha prosił swojego sojusznika, Borysa, o przysłanie oddziału Rycerzy Panter. I przyjechał oddział Rycerzy Panter – Rycerz Gascoine i Rycerz Sam. Razem z Anną, Cerusem, Fransoise (w śpiączce), Drakkim i Bjorni (w delirce – chyba mu podróż łodzią zaszkodziła). Dość powiedzieć, że Ojciec Narodu powitał nas na audiencji raczej chłodno i po konsultacji z doradcami – m.in. Bogdanovem, z którym mieliśmy spotkać się jeszcze parę razy – wysłał nas na zadupie zwane Wolstara, bo coś mu tam wiernych poddanych chłopów pańszczyźnianych zżerało.
No to spakowaliśmy manatki (nie żebyśmy zdążyli je szczególnie rozpakować po przybyciu na miejsce) i ruszyliśmy w drogę. Zaraz po tym, jak kurduple zapakowały na „Lodzię” beczkę lokalnej proweniencji spirytusu, a Renate rozładowała skrzynki z jakimiś butelkami na handel.
Do Wolstary dotarliśmy po 3 dniach drogi. Lokalny włodarz – Iwan Ilicz Herzen – wyjaśnił nam, w czym problem. Problem polegał na tym, że przez ostatni miesiąc coś – najprawdopodobniej zwierzoludzie – zeżarło mu 20 chłopów pańszczyźnianych. Podobno problemy zaczęły się, gdy niejaki drwal Aleks znalazł jaki krąg w lesie. Niestety nie zdążył powiedzieć co to za krąg i gdzie on dokładnie jest, bo go coś zeżarło.
Herzen twierdził, że jakąś wiedzę w temacie może posiadać niejaki Piotr Piotrowicz – stary węglarz, który twierdzi, że jego syn jest przywódcą wyewoluowanej inaczej bandy w lesie. Z dziadka jednak nie wycisnęliśmy zbyt wiele konstruktywnych informacji. Gdy Cerus usiłował go przekupić, dziadek zwarł poślady niczym shalyijska adeptka-dziewica w burdelu Marienburga i nie puścił pary z ust. Równie nieskuteczne okazało się szwędanie po lesie, ale na szczęście Major – chowaniec Cerusa – znalazł jakiś krąg latając nad lasem. Udaliśmy się na miejsce, znaleźliśmy krąg, czterech zwierzoludzi, przewodzącego im wojownika Chaosu dzierżącego kielich służący do przywoływania demonów, pomniejszego demona Khorna przyzwanego z kielicha służącego do przywoływania demonów oraz klapę prowadzącą pod ziemią. Po usieczeniu wszystkiego na pozycji 2, 3 i 5 oraz zabezpieczeniu przez Cerusa przedmiotu z pozycji 4 (niema to jak praca zespołowa!), zabraliśmy się za drewnianą klapę w ziemi. Przeczucie Anny wyczuwało tam ducha krasnoluda…
Bo jak inaczej nazwać faceta, który ubija dwa wróble, siedzące na przeciwległych końcach wież w jego cholernej, niezdobytej fortecy, załatwia jednym kamieniem? I to do tego robi to przed śniadaniem?
Takie myśli przyszły nam do głowy, gdy po dotarciu do Kisleva okazało się, że car Radi Bokha prosił swojego sojusznika, Borysa, o przysłanie oddziału Rycerzy Panter. I przyjechał oddział Rycerzy Panter – Rycerz Gascoine i Rycerz Sam. Razem z Anną, Cerusem, Fransoise (w śpiączce), Drakkim i Bjorni (w delirce – chyba mu podróż łodzią zaszkodziła). Dość powiedzieć, że Ojciec Narodu powitał nas na audiencji raczej chłodno i po konsultacji z doradcami – m.in. Bogdanovem, z którym mieliśmy spotkać się jeszcze parę razy – wysłał nas na zadupie zwane Wolstara, bo coś mu tam wiernych poddanych chłopów pańszczyźnianych zżerało.
No to spakowaliśmy manatki (nie żebyśmy zdążyli je szczególnie rozpakować po przybyciu na miejsce) i ruszyliśmy w drogę. Zaraz po tym, jak kurduple zapakowały na „Lodzię” beczkę lokalnej proweniencji spirytusu, a Renate rozładowała skrzynki z jakimiś butelkami na handel.
Do Wolstary dotarliśmy po 3 dniach drogi. Lokalny włodarz – Iwan Ilicz Herzen – wyjaśnił nam, w czym problem. Problem polegał na tym, że przez ostatni miesiąc coś – najprawdopodobniej zwierzoludzie – zeżarło mu 20 chłopów pańszczyźnianych. Podobno problemy zaczęły się, gdy niejaki drwal Aleks znalazł jaki krąg w lesie. Niestety nie zdążył powiedzieć co to za krąg i gdzie on dokładnie jest, bo go coś zeżarło.
Herzen twierdził, że jakąś wiedzę w temacie może posiadać niejaki Piotr Piotrowicz – stary węglarz, który twierdzi, że jego syn jest przywódcą wyewoluowanej inaczej bandy w lesie. Z dziadka jednak nie wycisnęliśmy zbyt wiele konstruktywnych informacji. Gdy Cerus usiłował go przekupić, dziadek zwarł poślady niczym shalyijska adeptka-dziewica w burdelu Marienburga i nie puścił pary z ust. Równie nieskuteczne okazało się szwędanie po lesie, ale na szczęście Major – chowaniec Cerusa – znalazł jakiś krąg latając nad lasem. Udaliśmy się na miejsce, znaleźliśmy krąg, czterech zwierzoludzi, przewodzącego im wojownika Chaosu dzierżącego kielich służący do przywoływania demonów, pomniejszego demona Khorna przyzwanego z kielicha służącego do przywoływania demonów oraz klapę prowadzącą pod ziemią. Po usieczeniu wszystkiego na pozycji 2, 3 i 5 oraz zabezpieczeniu przez Cerusa przedmiotu z pozycji 4 (niema to jak praca zespołowa!), zabraliśmy się za drewnianą klapę w ziemi. Przeczucie Anny wyczuwało tam ducha krasnoluda…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz