poniedziałek, 22 marca 2010

Kroniki Drużyny Młota

Kroniki Drużyny Młota
Spisane w 30 lat po wydarzeniach, które wstrząsnęły Imperium
Przez [wpis nieczytelny], bezpośredniego uczestnika wydarzeń.
Wydane w Altdorfie nakładem drukarni Kurta Wegnera Juniora
W roku 2542 od założenia Imperium


[Rozdział IX]

W końcu byliśmy gotowi, by udać się na zamek Wittengstein. Wiewióra co prawda od początku powtarzała, że możemy okazać się za ciency do wysłania do krainy Morra nekromanty, który siedzi na własnym zamku i ma po swojej stronie jakieś stare przywileje nadane przez cesarza 700 lat temu, ale my wierzyliśmy we własne siły. Lekcja, jaka z tego płynie moje dziatki, jest prosta – myśl, zanim działasz. I dokładnie przeczytaj ten rozdział w „Sztuce Wojny”, który jest poświęcony rozpoznaniu bojem (znajdziesz go gdzieś w połowie, pomiędzy działami „Nie żartuj sobie z Zabójców Troli” i „Nie atakuj Kisleva w zimie”. Ale po kolei.
Ruszyliśmy do jaskiń, które zdaniem wieśniaków – kanibali powinny zawierać tunel prowadzący na zamek Wittengstein. Zdecydowaliśmy się na rozpoznanie sytuacji bojem z podziemi z dwóch powodów. Po raz, chcieliśmy jak najlepiej wyzyskać efekt zaskoczenia, zanim władcy zamku połapią się, że wioskowy szarlatan poślizgnął się na mydle i dwukrotnie nadział się na nowy, krasnoludki topór Sama. Po dwa, Gascoigne bardzo obrazowo wyjaśnił nam, co się dzieje, gdy 5 osób usiłuje zdobyć mury dobrze zbudowanego zamku. A zamek Wittengstein – natenczas – wyglądał na naprawdę niezdobytą twierdzę.
W tunelach miało rzekomo straszyć. Rzeczywiście, odgłosy dochodzące ze środka przyprawiały o gęsią skórkę, ale dzięki nowoodkrytym darom Taala i Rhyii, z których korzystała Wiewióra, szybko namierzyliśmy i przerobiliśmy na frytkę wyewoluowanego inaczej dowcipnisia, który je wydawał i chciał nam wlać siekierą. Dużo większym problem okazały się gigantyczne nietoperze, które ciężko poturbowały Cerusa łamiąc mu rękę.
W końcu jednak znaleźliśmy schody prowadzące do – jak się okazało – Niskiego Zamku.
Rozpoznanie bojem zakończyło się dość szybko. W zrujnowanym budynku znaleźliśmy jeszcze kilku wyewoluowanych inaczej mieszkańców Wittengsdorfu. Nie dowiedzieliśmy się od nich za wiele, więc Fransoise zgłosił się na ochotnika do przeprowadzenia zwiadu na dziedzińcu. Niestety po drodze zachciało mu się zajrzeć do jednej z wież, w której na jego nieszczęście siedziało kilka kościotrupów. Pomimo poważnych ran Fransoise zdołał jednak wykonać znany bretoński manewr bitewny i dołączyć do nas, dzięki czemu wspólnie załatwiliśmy wszystkich trzech nieumarłych. Niestety zaalarmowało to straże na zamku i podniesiono alarm. Dzięki jednak szczwanemu planowi udało nam się wycofać paląc za sobą budynek, do którego prowadziło tajemne przejście, dzięki czemu – co stwierdziliśmy później – nie zostało ono odkryte. Na pokładzie Lodzi” szybko opuściliśmy baronię Wittengstein z mocnym postanowieniem, by wrócić tam w większej sile i zrobić z dupy władcy zamku jesień średniowiecza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz