Kroniki Drużyny Młota
Spisane w 30 lat po wydarzeniach, które wstrząsnęły Imperium
Przez [wpis nieczytelny], bezpośredniego uczestnika wydarzeń.
Wydane w Altdorfie nakładem drukarni Kurta Wegnera Juniora
W roku 2542 od założenia Imperium
Spisane w 30 lat po wydarzeniach, które wstrząsnęły Imperium
Przez [wpis nieczytelny], bezpośredniego uczestnika wydarzeń.
Wydane w Altdorfie nakładem drukarni Kurta Wegnera Juniora
W roku 2542 od założenia Imperium
[Rozdział I, fragmenty]
Dzięki mapie lasu, którą stworzył nam z pamięci Sam, udało się trafnie przewidzieć kierunek, w jakim udadzą się zwierzoludzie. Na polanie ze zbezczeszczonymi menhirami spotkaliśmy kilka centigorów. Centigory, jak to centigory, pijane były jak kapłan Ulryka w zimowe przesilenie. Nie stawiały oporu, naprawdę przydały się te kusze, które straż miejska Untergardu zostawiła za sobą.
Po uprzątnięciu trupów na sugestię Anny, zabraliśmy się za posprzątanie polany. Wybebeszone trupy kamratów naprawdę mogły ich trochę speszyć, a chcieliśmy, żeby byli pewni siebie. Następnie zaczailiśmy się na skraju polany, po uprzednim zakopaniu beczki z prochem pod centralnym kamieniem w kręgu. Zgodnie z przewidywaniami zwierzoludzie przybyli przed południem. Duża grupa, gory, ungory, szaman… Skierowali się od razu w stronę ołtarza, wlokąc ze sobą jakiegoś przerażonego wieśniaka, którego chyba chcieli złożyć w ofierze. Gascoine opowiadał, ze długo potem we śnie nawiedzała go jego twarz. Widział go kątem oka, gdy pociągnął za spust hochlandzkiego muszkietu. Za pierwszym strzałem trafił w na wpół zakopaną beczkę z prochem, odrzut prawie zrzucił go z drzewa, na które się wspiął dla uzyskania lepszego kąta strzału. Zgaduję, że po wybuchu prochu na polance wyszedł mały Armagedon, ale nie zostaliśmy by przyjrzeć mu się z bliska. Zanim rzuciliśmy się do panicznej ucieczki Cerus i Wanda rzucili lizuje salw z muszkietów na dwóch przeciwnych od nas krańcach polany, dla zmylenia pościgu. Wialiśmy przez las ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta, które tylko Sam widział. Tylko, że zwierzoludzie byli od nas szybsi. Pierwszą grupę, która nas dogoniła, udało się zmylić. I dobrze, bo to chyba kolejne Centigory były. Druga szła uważniej i nie udało nam się uniknąć walki z 9 ungorami. Wybiliśmy wszystkie za wyjątkiem jednego, który zbiegł gdzieś w las, ale Cerus tylko cudem nie stracił głowy od ciosu jednego z nich. Ściągnął na siebie zbyt dużo uwagi tymi czarami chyba i mutanty chciały go wyeliminować.
Po tym starciu udało nam się już bezpiecznie dotrzeć do Untergardu, gdzie mogliśmy wreszcie odpocząć po wielogodzinnym biegu przez las. No a Cerus mógł „pozyskać” więcej bełtów i pierza na komponenty!
Wiele lat później przypadkiem trafiłem na jednego z rajtarów, którzy sprzątali później ten burdel i osłaniali powrót uchodźców do miasta. Okazało się, że u zwierzoludzi doszło do bardzo zażartej różnicy zdań w przedmiocie wyboru nowego przywódcy. Na polanie z kręgiem, oprócz kilkudziesięciu zwierzoludzi zabitych wybuchem znaleźli drugie tyle, które zginęło od broni ręcznej, rogów i kopyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz