wtorek, 16 lutego 2010

Kroniki Drużyny Młota

Kroniki Drużyny Młota
Spisane w 30 lat po wydarzeniach, które wstrząsnęły Imperium
Przez [wpis nieczytelny], bezpośredniego uczestnika wydarzeń.
Wydane w Altdorfie nakładem drukarni Kurta Wegnera Juniora
W roku 2542 od założenia Imperium


[Rozdział VII]
Griessenwald. Nawet ładne miasteczko. Kiedyś mieli tam sporo krasnoludów, ale 3 lata przed naszym przybyciem brodacze sprzedali swoją kopalnię węgla pewnej szlachciance. Jak się okazało – Etelce Herzen, ale to wyszło dopiero po pewnej ilości czasu i monet wydanych u karczmarza przez Cerusa. Przy okazji wydawania tych monet wydaliśmy ich trochę więcej i popiliśmy z dwoma krasnoludami. Chłopaki nieźle tankowali i mieli sporo do powiedzenia – głównie na temat tego, że Etelka ich oszukała i zaczarowała w celu sprzedaży ich kopalni i że na pewno jest tam złoto. Namówiliśmy ich na wspólną wyprawę do kopalni i umówiliśmy się na następny dzień na 10tą.
Następnego dnia udało nam się z łodzi pozbierać gdzieś około południa, a to, że uderzenie powiek o brwi nie urwało mi głowy uważam za osobisty sukces. Niestety krasnoludy trochę się na nas obraziły i trzeba było iść do ich kierownika Grima Wielkiego Młota (swoją drogą nigdy nie doszliśmy skąd ta ksywka, on nawet małego młotka nie miał, a przynajmniej nie nosił ze sobą). Ustaliliśmy, że za jedyne 20ZK od głowy wynajmie nam 2 krasnoludów na przewodników – niejakiego Duraka i Bjorniego. W sumie miłe chłopaki, jak się później okazało całkiem odporne.
W drodze na południe, gdzie znajdowała się kopalnia i dom Etelki, zauważyliśmy, że poznany dzień wcześniej krasnolud leży pod drzewem i kona. Odkładając na bok oczywiste skojarzenia jednego z najsłynniejszych wystawianych w Altdorfie kislevskich skeczy, Wiewióra niezwłocznie opatrzyła mu rany. Następnie Durak i Bjorni odstawili go truchcikiem do miasta.
[…]
/W tym miejscu następuje wielostronicowy opis czegoś, co zostało przedstawione jako epicka walna bitwa drużyny z całym goblińskim plemieniem Rozdziawionej Paszczy, a co można podsumować z następujący sposób:

  1. Sam skrycie rozpoznaje teren,
  2. Wspólnie otwieramy drzwi,
  3. Gascoigne z Samem relatywnie cicho likwidują śpiącego strażnika,
  4. Gascoigne odkrywa garderobę, a w niej: pół tuzina okryć, 2 tygodnie x 15 goblinów w kupach, 2 związane i ciężko śmierdzące porwane wieśniaczki,
  5. Anna odnajduje Dumping – halflińską kucharkę Etelki, która musiała ostatnio gotować goblinom,
  6. Cerus wysforowawszy się do przodu dostaje czapę wpadłszy w zasadzkę goblinów,
  7. Rozgrzewa zacięta walka z kilkunastoma goblinami, w której Anna skutecznie stosuje manewr flankujący, Cerus spopiela kilka goblinów wzrokiem przed otrzymaniem strzały w kręgosłup, a Sam do spółki z Fransoise za cholerę nie mogą nic trafić,
  8. Odbywa się seans leczenia Cerusa, który dzięki umiejętnościom Anny nadal może chodzić,
    Wracają z miasta Durak i Bjorni tylko po to, by usłyszeć, ze mają kolejnego rannego do odniesienia do miasta. Ale po drodze trochę im pomogliśmy!
  9. Sam zostaje na czujce, a drużyna sprowadza posiłki w postaci 15 krasnoludów z Kemperbadu, w celu wyrównania starych krzywd i ogólnego łupienia, w toku którego jedyna mikstura lecząca w promieniu kilkunastu kilometrów zostaje roztrzaskana przez Sama przy okazji otwierania szuflady toporem,
  10. Będąc przy temacie łupienia, to dom Etelki został złupiony strukturalnie i doszczętnie,
[…]
/W tym miejscu następuje opis radości Sama po znalezieniu pięknego krasnoludzkiego topora dwuręcznego/

[Rozdział VIII]

Najgroźniejszą bronią do walki w ciasnych korytarzach jest krasnolud. Jeśli kiedykolwiek ktokolwiek z nas miał co do tego jakieś wątpliwości, to po oczyszczeniu kopalni węgla pod Griessenwaldem nie mieliśmy już żadnych. Brodacze przeszli przez korytarze niczym błyskawice (no… może określanie mianem „błyskawicy” czegoś, co waży ze 100 kg, ma gabaryty beczki piwa, składa się z brody, ciężkiej zbroi, hełmu, okutych stalą glanów i dwuręcznego kilofa jest lekkim nadużyciem semantycznym, ale nich im będzie). Następnego dnia, po załatwieniu paru spraw na mieście (i zapomnieniu o odebraniu nowej szaty, którą Cerus u krawca zamówił) ruszyliśmy na północ, by przekonać się, co znajdziemy w piwnicy wieży sygnalizacyjnej.
Po krótkiej merkantylnej wizycie w Kemperbadzie dotarliśmy na miejsce i po zmroku udaliśmy się w piątkę do wieży.
Po umieszczeniu wszystkich 6 kluczy o dziwnym kształcie bez trudu zeszliśmy do podziemnego pomieszczenia, która okazało się być sporych rozmiarów tajną biblioteczką. Ze znalezionych tam notatek Dagmara von Wittengsteina wynikało, a raczej potwierdziło to, co już wcześniej się domyśliśmy, że to on udał się dwieście lat temu na Jałowe Wzgórza i podpierdolił meteor ze spaczeniem. Najprawdopodobniej zabrał go ze sobą do rodzinnego zamku von Wittengstein. Kto wie, może ta cholera nadal żyje? 200 lat to w sumie dość mało, jak na czarnoksiężnika, który ma do dyspozycji cały meteor spaczenia.

1 komentarz:

  1. Odkładaliśmy i odkładaliśmy ale chyba pomału czas się wybrać do zamku von Wittengstein na herbatkę!

    OdpowiedzUsuń