piątek, 24 czerwca 2011

Uzbrojenie okrętów na Caribdusie

W settingu 50 Fathoms występują statki porwane z Ziemi pomiędzy 1492 a 1815 rokiem. Przybysze dość szybko podzielili się z tubylcami techniką produkcji uzbrojenia, więc pomimo tego, ze same statki często pochodzą z różnych epok, co do zasady przyjmuję, że uzbrojenie jest z końca XVIII/początku XIX wieku.

Działa okrętowe
Standardowo statki są uzbrojone w ładowane odprzodowo, gładkolufowe 12 funtowe armaty odlewane z brązu lub żelaza.
Działa z brązu były bardziej wytrzymałe w długim okresie, wymagały też użycia mniejszej ilości metalu i były lżejsze, na dokładkę były mniej podatne na rdzę. Działa żelazne miały w zasadzie tylko jedną przewagę nad brązowymi – te z brązu były średnio dwa razy droższe. Z uwagi na fakt, że brąz to stop miedzi i cyny (plus ew. innych dodatków), to po pierwsze, trzeba zdobyć obydwa te pierwiastki, które występują rzadziej niż żelazo, po drugie, trzeba ten stop uzyskać. Czyli wykonanie działa z brązu wymaga droższych materiałów i trwa dłużej. Z uwagi na fakt, że na Caribdusie z brązem jest krucho, przyjmuję, że większość lokalnie wykonanej artylerii jest z żelaza.
Ładowanie odprzodowe chyba nie wymaga komentarza. Gładkolufowość oznacza, że lufy nie są od wewnątrz gwintowane (tak jak na przykład współczesna broń palna). Ma to dwie zasadnicze konsekwencje. Po pierwsze, działa takie mają mniejszą celność i donośność, niż miałyby gwintowane (które historycznie pojawiły się później). Są jednak łatwiejsze w produkcji i czyszczeniu po każdym strzale – jakość używanego prochu powoduje, że po każdym wystrzale lufa musi być dokładnie czyszczona z resztek nie spalonego prochu i produktów ubocznych spalenia tego, który to zrobił, a gwintowana lufa oznacza dużo więcej zakamarków, które trzeba by wyczyścić, co zmniejszałoby szybkostrzelność.
Z kolei 12 funtów oznacza wagomir pocisku, jaki może być wystrzelony z działa (dla osiemnastowiecznych dział żelaznych jest to około 9 cali średnicy lufy, dla brązowych – 5 i 6/8 cala). Dostępne są również lekkie 4-funtówki i cięższe działa 16 funtowe.
Maksymalny celny zasięg dwunastofuntówki to około 300 metrów, szybkostrzelność – około 1 strzału na minutę.  Ze zgodnością historyczną tego ostatniego można odrobinkę podyskutować, ale niech będzie. W końcu ma być Brawurowo ;).


Działa obrotowe (ang. swivel guns, w 50F zwane Bowchaser)

To małe (ok. 90 cm długości lufy, kaliber 1 i ¼ cala, strzela pociskami ¾ funta) działka, montowane zazwyczaj na burcie okrętu na obrotowym metalowym elemencie w kształcie litery U, służyły do walki w abordażu. Miały malutki zasięg, ale w momencie, gdy okręty sczepiały się burtami, nadawały się idealnie do ostrzelania kartaczem zgromadzonej na pokładzie załogi, lub też przeciwnika, który dostał się na nasz pokład.

Karonady, moździerze, haubice

Z różnych przyczyn (prawdopodobnie na uproszczenia i "ubrawurowienia" rozgrywki, w 50 Sążniach nie znalazły się Karonady, moździerze i haubice. I niech tak zostanie, po co sobie komplikować życie?  


Amunicja
Generalnie w użyciu jest 5 rodzajów amunicji:
- zwykłe, kamienne lub żelazne kule armatnie ogólnego przeznaczenia.

- kartacze (wkładany do lufy cylinder z miękkiego metalu wypełniony gwoździami, szkłem, zbędnymi sztućcami, czy innym żelastwem) bliskiego zasięgu do rażenia załogi na pokładzie przeciwnika.

- kule łańcuchowe (dwie połówki kuli połączone łańcuchem), do niszczenia żagli i olinowania. Tę samą funkcję pełniły kule sztabowe.




- kule zapalające (żelazne kule rozgrzane przed strzałem w piecu), mają większą szansę wywołania pożaru, ale słabiej przebijają pancerz (rozgrzane żelazo jest kruche). Z przyczyn dość oczywistych używane tylko przez baterie nadbrzeżne, wymagają użycia mokrych pakuł, by zapobiec przedwczesnemu zdetonowaniu prochu przez sam rozgrzany pocisk.

- wybuchające (granat z prochem w środku i lontem), wybuchają po trafieniu, albo raczej w momencie, jak wypali się lont. Wymagają pewnego poziomu biegłości od kanoniera, który przed strzałem musi dobrać odpowiednią długość lontu. Ten rodzaj amunicji daje największe pole do popisu dla MG w przypadku krytycznego niepowodzenia przy strzale.




Procedura wygarnięcia z działa.

W 50 Fathoms przyjęto bardzo rozsądną, moim zdaniem, zasadę, że jak chcesz strzelić z działa z płynącego okrętu, testujesz niższa umiejętność spomiędzy żeglarstwa i strzelania. Ma to sens, bo moment oddania strzału trzeba zgrać z ruchem okrętu po morzu, a konkretnie z jego unoszeniem i opadaniem na fali, nie wspominając o tym samym ruchu wykonywanym przez cel. Są tu różne szkoły – doktryna Royal Navy zakładała, na przykład, celowanie w burty przeciwnika, więc najlepiej było strzelić w momencie, gdy nasz cel jest u dołu fali. Z kolei Francuzi woleli najpierw niszczyć ożeglowanie przeciwnika, przy takiej taktyce najlepszym momentem na oddanie strzału jest jak my jesteśmy na szczycie fali, a cel – u dołu.

Przechodząc do samego strzału, procedurę zaczynamy od wyczyszczenia lufy po poprzednim strzale za pomocą drucianej szczotki na kiju, w celu usunięcia resztek nie spalonego prochu. Następnie lufa jest przemywana wodą, za pomocą gąbki na kiju – dzięki temu mamy pewność, ze w lufie nie została jakaś tląca się iskra, która może przedwcześnie detonować świeżo nasypany proch. Kolejnym krokiem jest wsypanie do lufy porcji prochu strzelniczego i dopchanie jej do końca lufy za pomocą drewnianego ubijacza. Od XVII wieku stosowano pakowanie porcji prochu w papier, płótno, a w końcu pergamin, w celu przyspieszenia ładowania i dla upewnienia się, że w lufie znajdzie się właściwa ilość prochu. Po chwili do lufy wkładany i w podobny sposób dociskany jest zbitek pakuł. Na tym etapie należy również zakryć zamek (tzn. ten mały otworek u góry działa, przez który zapala się proch), co można uczynić za pomocą ołowianego wieczka, lub palca artylerzysty. Działo jest „załadowane i wypchane”.

Kolejnym krokiem, jest wbicie w zamek specjalnego szpikulca i wsypanie w tamto miejsce porcji drobno zmielonego prochu, który posłuży do inicjacji ładunku. Teraz starczy już tylko załadować przez lufę i dobić właściwy pocisk, wycelować i czekać na rozkaz otwarcia ognia. Oczywiście celowanie wykonuje się za pomocą najnowocześniejszego i najbardziej zaawansowanego przyrządu celowniczego znanego człowiekowi – Gałki Ocznej Wz. 01. Możliwość celowania działem lewo/prawo jest bardzo mocno ograniczona i głównie zajmuje się tym sternik, za pomocą ustawiania okrętu burtą do wroga. Celowanie w płaszczyźnie pionowej odbywa się za pomocą drewnianego klina, którym obniża lub podnosi się lufę.

W celu wystrzelenia z działa należy podpalić ładunek miotający w zamku za pomocą zapałki na krótkim kijku. W nowocześniejszych działach występują zamki skałkowe – podobne do tych, stosowanych w karabinach.
I to wszystko dzieje w czasie, gdy gracz sobie kulturalnie wykonuje jeden rzut kostką, żeby sprawdzić czy jego NPC`e trafili ;).

Źródła obrazków:

Kfiatki zerwane podczas morskich manewrów 23.06

(uczymy się mechaniki bitew morskich)

M: To jak się robi manewry?
O: Sterem kręcisz.

O: Masz umiejętność rzucanie?
G: Nie. Ale za to wspaniale focha rzucam.

(Octopus próbuje zastraszyć grupę piratów i mówi wczuwają się w postać cedząc przez zęby i akcentując)
O: To było tylko ostrzeżenie. Natychmiast wszyscy rzućcie broń.
MG: Ty wiesz, że runda ma tylko 6 sekund?
O: Mówię to bardzo szybko!

(Octopus rzucił czar Ogłuszenie, w zasięgu działania znalazł się niewierzący w magię Morth, ale zdał wymagany test Wigoru)
MG: Coś tam błysnęło, huknęło, ale ty w magię nie wierzysz i w sumie nic ci się nie stało.

O: Boże, złodziejka trzyma naszą wspólną kasę!
G: Chcesz, mogę ci ją dać.
O: Taaaa…. A po 24 godzinach coś nie będzie się zgadzać i kto za to beknie? Ja??
G: Tak. Ty.

O: W sumie przydałby się magiczny zamek.
J: Wszystkie zamki są magiczne, magicznie szybko mi się otwierają.
M: (Milczy i dalej nie wierzy w magię).

MG (czyta z podręcznika opis potwora): No i ten Norwhal ma taką magiczną zdolność, że zieje chłodem.
O: To samice chyba tylko…

MG: Te duże trakeny są pewnie na drugiej półkuli.
O: A to ziemia nie jest płaska???

O: A może zamontujemy sobie na naszym szkunerze taran?
MG: No teoretycznie można, ale statek bardzo mocno straci na manewrowości i sterowności, kawał kłody okutej żelazem pod dziobem sprawi, że będzie on zapadał się pod fale, co również zmniejszy prędkość…
G: To dla balansu możemy zamontować drugi taran na rufie!

środa, 22 czerwca 2011

Typy statków

Poniższy tekst jest moją kompilacją informacji dostępnych w różnych miejscach na necie, mojej własnej wiedzy pozaźródłowej i podręcznika do 50F. Zważywszy na to, że statki w 50F są kompilacją pływających statków miedzy XVI a XVIII wiekiem, poniższe nie do końca jest poprawne historycznie, bo zebrano statki z różnych epok.

Na początek jedna uwaga, co do ożaglowania. Wyróżniamy dwa rodzaje żagli – rejowe i skośne. Rejowe, to takie prostokąty, (lub trapezy) powieszone na poziomych rejach, które są zamocowane pod kątem prostym do masztu, a patrząc z góry – pod katem prostym do dłuższej osi statku). Żagle skośne, to żagle najczęściej trójkątne, zamocowane (patrząc z góry) wzdłuż dłuższej osi statku.

Żagle rejowe dają większą szybkość przy płynięciu z wiatrem, są odporniejsze na podarcie, ale wymagają więcej ludzi do obsługi. Wykorzystywane na okrętach wojennych i dużych transportowcach.

Żagle skośne dużo lepiej sprawdzają się przy płynięciu pod wiatr (można halsować pod ostrzejszym kątem) , wymagają mniej ludzi do obsługi, ale łatwiej się drą, jak już zostaną uszkodzone. Wykorzystywane na mniejszych statkach, tak cywilnych jak i wojskowych.

Druga uwaga – większość statków na Caribdusie jest mniejsza, niż ich ziemskie odpowiedniki. Jest to skutek ograniczonej dostępności materiałów – tak w zakresie odpowiednio starych i wysokich drzew na maszty, jak i ograniczonej ilości żelaza/innych metali na działa. Co ciekawe, wiry przenoszące statki z Ziemi wydają się nie pojawiać przy największych okrętach – przez trzynaście lat trafił tu tylko jeden okręt liniowy – a to i tak tylko czwartej klasy brytyjski liniowiec adm. Duckwortha z 32 działami.

Italicami podałem wybrane statsy jednostek według Ship Stuff (który notabene gorąco polecam). Załoga jest podana w formacie minimalna liczba ludzi żeby statek płynął + typowa ilość pasażerów/marines. Teoretycznie na statku można wcisnąc dwa razy tyle ludzi, ale na krótki okres - bo ciasno i żarcie szybciej się kończy.

Skiff

Malutki statek z jednym masztem z ożeglowaniem skośnym, symbolicznie uzbrojony, za to całkiem szybki i zwrotny. Używany głównie w celach kurierskich.
13 metrów długości, 2 działa, załoga 1+7.

Slup

Niewielki, 1 masztowy statek z ożeglowaniem skośnym. Wykorzystywany wojskowo do zadań zwiadowczych, lub transportu towarów na małe i średnie odległości. Spora prędkość, płytkie zanurzenie i dobra możliwość pływania pod wiatr czynią z niego bardzo dobry statek piracki.
22 metry długości, 4 działa, załoga 1+11.

Hoy

Płaskodenny statek o ożeglowaniu podobnym do Sloopa, służy głównie do transportu ładunków na małe dystanse wzdłuż wybrzeża. 
20 metrów, 4 działa, załoga 2+8.

Szkuner

Dwu lub trzy masztowy statek z wypasionym ożeglowaniem skośnym (tzw. żagle gaflowe – żagiel skośny, ale w kształcie trapezu). Szybki i zwrotny, doskonale płynie pod wiatr. Możliwość podniesienia kilu pozwala na skuteczne unikanie mielizn i raf, przy jednoczesnej zachowanej zdolności morskiej na pełnym morzu. Nie jest jednak zbyt wytrzymały.
23 metry długości, 4 działa, załoga 4+8.

Crumster

Holenderski kuzyn Hoy`a, często używany jako eskorta dla galeonów, czy większych okrętów wojennych. Dwa maszty rejowe i mały maszcik z żaglem skośnym na rufie. Dobrze uzbrojony jak na swój mały rozmiar, jednak kuleje ze zwrotnością i prędkością. 
21 metrów, 8 dział, załoga 8+12. 

Bryg/Brygantyna
Dwumasztowy statek, z ożeglowaniem rejowym. Bardzo dobry do handlu na każdy dystans, niezgorszy również do wojaczki. Przyzwoita ładownia i spora ilość załogi, przy dobrych - jak na rozmiar - właściwościach manewrowych.
33 metry długości, 12 dział, załoga 12+20.

Dżonka

Chińskiej proweniencji statek z charakterystycznym, kwadratowym ożeglowaniem rejowym. Żagle wykonane są z plecionych włókien roślinnych usztywnionych listewkami bambusowymi. Zazwyczaj trzymasztowy, ale są warianty od 1 do 5 masztów, w zależności od potrzeb. Przyzwoicie uzbrojony, ze średnią prędkością i zdolnością manewrową. 
46 metrów długości, 8 dział, załoga 12+36.

Galeon

Duży, trzy-czteromasztowy statek z ożeglowaniem rejowym. To duży statek handlowy dalekiego zasięgu, charakteryzuje się bardzo dużą ładownią. Jednocześnie statki te budowano z myślą o odpieraniu abordażu – na rufie i dziobie są wysokie, drewniane kasztele, z których załoga może się bronić i ostrzeliwywać. Powyższe oznacza jednak wysoko położony środek ciężkości, tak więc statki te potrafią „przewrócić się” w trakcie sztormu. Z uwagi na rozmiar na pokładzie można upchać sporo dział.
53 metry, 16 dział, załoga 30+40

Fregata

Okręt wojenny z ożeglowaniem rejowym, zbudowany dla prędkości i zwrotności. Działa ustawione na jednym pokładzie, spora załoga.
50 metrów, 8 dział, załoga 12+24.

Okręt liniowy

Największy okręt wojenny, jaki może wystawić dana flota, zazwyczaj ma 2-3 pokłady dział na każdej burcie. Pełne ożeglowanie rejowe i duży kontyngent piechoty morskiej. Taki sobie odpowiednik pancernika, bez kija nie podchodź. Nie jest za to zbyt zwrotny i nie pływa zbyt szybko pod wiatr.
60 metrów długości, 32 działa, załoga 40+120.

Galera/Kierańska Galera

Pochodzący ze starożytności okręt napędzany wiosłami i (pomocniczo) jednym żaglem rejowym. Uzbrojony głównie w taran, gdyż ilość wioślarzy nie pozwala wcisnąć na burtę zbyt wielu dział. Doskonale sprawuje się na wodach przybrzeżnych, gdzie jest niezależny od wiatru i ma doskonałą manewrowość. Jednocześnie na otwartym morzu jej płytkie zanurzenie oznacza, że jest bardzo wrażliwa na przewrócenie większą falą. 
38 metrów długości, 8 dział, załoga 120+16 (w tym 100 ochotników wioślarzy przykutych do wioseł).

Kierański kuter

Występujący jedynie na Caribdusie okręt wojenny. Solidnie zbudowany, dobrze uzbrojony i szybki - prawdziwy koszmar pirata i przemytnika. Zawsze obsadzony elitarnymi, odzianymi w czarne zbroje kierańskimi marines.
42 metry długości, 16 dział, 12+20.


Doreński żagiel wietrzny

Generalnie deska surfingowa z żaglem przypominającym latawiec – przy dobrym wietrze zabójczo szybka na krótkie dystanse, ale ma praktycznie zerową ładowność i nie nadaje się do dalekich podróży.

I na koniec, jeśli ktoś ma ochotę doczytać co nieco o okrętach żaglowych, polecam zajebisty serwis Globalsecurity. Naprawdę warto też przeczytać tę książkę.

Źródła obrazków:

 

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Nowy dziennik

Dziennik kapitański szkunera "Płytki Grób"

Data gwiazdowa 01.10.13
Znamy imiona trzech wiedźm! To Mala, Maka i Mana. Miały też czwartą siostrę imieniem Mara, która jednak została przez nie zamordowana przed procesem.
Odebraliśmy magiczny miecz „Veritas” za zabicie Bruna Baltimusa. Na gwałt zmienialiśmy nazwę statku na „Drewno” by uniknąć zatrzymania przez straż. Pomysł z wystąpieniem u Baltimusa pod przybranymi imionami – genialny. Przechwalanie się tam naszym statkiem i podanie jego prawdziwej nazwy – trochę sobie strzeliliśmy w stopę.
Całe miasto huczy od plotek – podobno ktoś włamał do się willi Baltimusa, ukradł mu rodowy pierścień, skrzynię złota i kosztowości, zabił 5 sługów i zgwałcił siostrę Charciego.

Data gwiazdowa 02.10.13
Zostaliśmy napadnięci pod burdelem przez 10 oprychów. Wynik – 7:0 dla nas. Jednego po przesłuchaniu wypuściliśmy i daliśmy mu ogon, który jednak udało mu się zgubić.

 (fotka początku starcia - widoczne postacie graczy w środku, zgraja bandytów po lewej i prawej, dwa ciągnące karetę oraz regał z ksiązkami proxujący za karetę ;-) )

Octopus dał się aresztować, tymczasem my wyruszyliśmy na północ do Xaxy. W połowie drogi wysadziliśmy naszego scrulinianina Equaisa i Smitha z mieczem i pamiętnikiem Baltimusa – by u nas tego przypadkiem nikt nie znalazł.

Data gwiazdowa 03.10.13
W Xaxa kupujemy tandetny obraz na „prezent” dla Baltimusa i wracamy do Baltimusa.

Data gwiazdowa 04.10.13
Spotkanie z Brunem. Wciskamy ściemę, że to nie my, dajemy mu „Jelenia na rykowisku”, Octopus informuje Bruna, że według jego informatora to Mannie Morkan stoi za włamaniem i kradzieżą pierścienia.
W tawernie usłyszeliśmy plotkę o podnoszeniu się poziomu morza, wydaje się, nie spotyka się ona z wiarygodnym przyjęciem.

Data gwiazdowa 05.10.13
Wieść gminna (miejska?) niesie, że żołnierze Bruna Baltimusa aresztowali Monnie Morkana, jego 17 letnią córkę i wszystkich sługów. Z uwagi na marne zdrowie i zaawansowany wiek starego Morgana torturom w celu wyciągnięcia zeznań podobno poddano jego córkę.
Tymczasem na „Płytki grób” załadowaliśmy ładunek drewna i ruszyliśmy do Swindon, po drodze zabierając Smitha, Equaisa, miecz i pamiętnik.

Data gwiazdowa 06.10.13
W drodze do Swindon ściga nas nie oznakowany Sloop, udaje nam się jednak uciec.

Data gwiazdowa 07.10.13
Wpływamy do Swindon, sprzedajemy drewno i jeszcze tego samego dnia ruszamy do Deikingu.

Data gwiazdowa 10.10.13
Przybywamy do Deikingu.

Kfiatki z 16.06

MG: I przynieś mi szkło do miodu?
K: To jest sesja piracka, jakie szkło??

M: Chciałbym móc w walce jednorącz trzymać dwuręczny topór, wtedy by mi charyzma urosła!

M: (ogląda figurkę przedstawiającą Glorię): Ale ty masz atrybuty…. To znaczy fajny pistolet!!

(Kida nie było na poprzedniej sesji)
K: Wprowadźcie mnie.
G: Do karocy?

M: Możemy go wziąć i wsadzić mu imadło między nogi…

O: To nam może zapewnić morze złota!
G: Albo morze straży…

K: Idź, będziemy cię wspominać czule. I wyślemy ci paczkę do mamra.

O: Załoga pomożecie?
C: Pomrzemy…

MG: Po lewej znajduje się alkowa… pokój na ustroniu/nie mylić z ustronnym miejscem
K: Czyli pokój bunga-bunga.

G: (Podlicza kasę): Ewentualnie można załodze zapłacić.

K: Ładować działa!!
NPC: Aye Aye!!!!
O: Czemu „aj”? Ktoś sobie krzywdę zrobił?

O: Zostanę bosmanem!
G: I będziesz latał między majtkami.

(znowu się targujemy)
MG: 875 i mamy interes.
K: To krótki ten interes.

środa, 15 czerwca 2011

Piraten Piraten ]:->

Na NPC`ów piratów/generic załogi napotkanych statków, tudzież dla samego funu pomalowania gościa z papugą na ramieniu, zamówiłem trochę figurek uprzednio nieznanej mi firmy Black Scorpion Miniatures.
Przez ostatnie pół roku przejrzałem naprawdę dużo figurek przedstawiających piratów i z tego co widziałem, uważam, ze wybrałem najładniejsze :D. Pomijając pojedyńcze figurki Reaper, of course, ale one jednak wychodzą ciut za drogo, jak na ilość potrzebnych mi pamperków. Nie wspominając, że nie mają aż tylu piratów do wyboru ;).
Jeśli chodzi o jakość wykonania, to oceniam jest na na porządne 5-. Figurki są bardzo dokładnie wyrzeźbione i widać, że naprawdę mają charakterek. W przeciwieństwie do takiego np. Reapera, czy GW, Black Scorpion Miniatures odważyło się wyrzeźbić kilka figurek kobiet, które z twarzy są po prostu brzydkie. Szacuneczek :). Mały minus za jakość odlewu - ilość resztek po wyprasce do odcięcia wypada nieco powyżej średniej krajowej, ale wszystko do przeżycia. Żadna też z resztek po wyprasce przy usunięciu nie spowodowała uszkodzenia figurki.
Figurki pomalowałem praktycznie w 4 dni, przy użyciu dipu Army Painter Quickshader. Jak dla mnie, to rewelacyjny produkt.








Te i garść innych figurek Black Scorpion Miniatures zakupiłem w poznańskim sklepie internetowym Gildia Najemników Towar zamówiłem i opłaciłem w niedzielę wieczorem, a już we wtorek otwierałem bardzo ładnie zabezpieczoną paczkę z figsami. Reasumując, sklepik polecam :).

Gloria & Octopus


 Gloria (figurka Reapera z serii Dark Heaven Legends 02956 - Cyndria Stormcaller)


 Octopus (figurka Reapera 65097: D'Kuhl, Bathalian)

sobota, 11 czerwca 2011

Zaległy dziennik kapitański

Dziennik kapitański szkunera "Płytki Grób"
 Data gwiazdowa 02.9.13
Szybko i dyskretnie opuszczamy Paltos uwożąc ze sobą Łzę Lyss – artefakt, który ma nam pomóc w poznaniu prawdziwych imion Trzech Wiedź. Z zesłanej przez niego wizji wynika, że Byron Baltimus może coś wiedzieć na ten temat. Szkoda, że nie żyje od paru miesięcy… Może jego syn Bruno będzie coś wiedział. Kierujemy się do Kiery.

Data gwiazdowa 04.9.13
Kontrola na morzu przez Kierańskiego kapra.

Data gwiazdowa 06.9.13
Dokowanie w Kierze. Kupiliśmy towar do sprzedaży w Baltimusie, uzupełniono zapasy.

Data gwiazdowa 07.9.13
Zakupy & sprawunki w Kierze.

Data gwiazdowa 08.9.13
Bierzemy kurs na Baltimus.

Data gwiazdowa 12.9.13
Udana ucieczka przed ścigającym nas brygiem pod brytyjską banderą.

Data gwiazdowa 22.9.13
Udzielono pomocy fregacie „Moonruner”, któremu burza zniszczyła całe ożaglowanie. Sprzedaliśmy im nasze zapasowe żagle. Pani kapitan Kyrie Kal bardzo wdzięczna.

Data gwiazdowa 26.9.13
Dokujemy na Baltimusie.

Data gwiazdowa 27.9.13
Pijemy. Dostaliśmy ofertę mokrej robótki – legendarny miecz Versalitas w zamian za zabicie Bruno Baltimusa.

Data gwiazdowa 28.9.13
Pijemy. Łaźnia i Burdel w celu pozyskania zaufania kręgu znajomych Bruna – m.in. niejakiego Charliego, który ma siostrę lesbijkę z tendencjami sadystycznymi.

Data gwiazdowa 29.9.13
j.w. + kac klinem leczony.

Data gwiazdowa 30.9.13
Wielka bibka u Bruna Baltimusa. Spiliśmy towarzystwo, Gloria pożyczyła pamiętnik Baltimusa seniora, juniorowi podpierdoliliśmy pierścień rodowy na dowód dokonania jego zabójstwa, którego nie dokonaliśmy.

Kfiatki z 09.06 - o blacharach i nie tylko

(znowu zaczynamy od wydawania PDków)

O: I co Gloria, rozwinęłaś się tej nocy?

(dwa słowa o MG)
G: Nie byłeś jeszcze w świecie z tym naszym bogiem i nie nauczyłeś się paranoi.

G: Nie rzucamy się w oczy.
M: (robi daszek z rąk nad głową) LATARNIA!!

G: Podchodzę do naszego faworytnego Octopusia…

MG: Usłyszałeś stukot podkutych butów…
O: Kot w butach!!

G: Ja się szykuję do przeszukania (okrętu przez straż miejską), czyli obieram najbardziej skąpy strój, jaki mam.

(W związku z nadchodzącą rewizją trzeba na gwałt zmienić nazwę statku. Tymczasem nie milkną echa paru nocy spędzonych w burdelu)
M: Czym przymocowałeś nową tabliczkę z nazwą?
O: Gwoździem.
M: Nie słyszałem jak pukałeś.
O: Całą noc pukałem.

(w miejsce nazwy okrętu – „Płytki grób” – przybito jedyną zapisaną deskę znalezioną na pokładzie, która odpadła z poprzednio przewożonego ładunku)
Sierżant straży miejskiej: Skryba, sprawdźcie, czy mamy w rejestrach Szkuner „Drewno”.
Skryba: Eeeee…. Nie mamy panie sierżancie.
O: Szukaj pod „Rasiak”.

(gracze potraktowali w pałacu władcy miasta jednego sługę trucizną paraliżującą jednego sługę i ulotnili się z pamiętnikiem i pierścieniem właściciela pałacu)
MG: Fama niesie, że nieznani sprawcy zabili w pałacu 5 sługów, ukradli wszystkie klejnoty i zgwałcili siostrę Charliego…*
M: Na szczęście nie wiedzą o wszystkim!

[G wyturlała dwie jedynki (krytyczna porażka) w teście targowania, po wydaniu fuksa zostały przerzucone na dwie jedynki, co spowodowało wzrost ceny od 25%]
G: Połowę ceny dałam z góry, ale jeszcze będę się targować.
MG: Nie zapomnij więcej kasy zabrać!

O: No wy będziecie na czacie siedzieć, a ja się dowiem co trzeba.

G: Czy woźnica dalej jest na karocy?
MG: Tak, jest. Robi pod siebie, ale jest.

O: Rzuć broń!
MG: słyszysz odgłos upadającego żelastwa na bruk.
M: Czemu on rzucił broń na Brooke?
(potem się okazało, że jeden z zabitych bandytów miał na imię Ridge)

MG: Woźnica chce kasę za posprzątanie zabryzganej krwią karocy.
M: Przeciągnąć go pod kilem!!

M: Jest taka instytucja jak Deus ex machina. Czyli zaraz się o coś potkniemy i znajdziemy ważne informacje.

O: Jak się kiedyś mówiło w średniowieczu na blachary?
G: Markietanki.
O: Nie. Sierściuchy.
Wszyscy: ???????
O: No bo auto ma blachę, to są blachary, a koń ma sierść…

-------------------------
*- siostra Charliego - patrz tutaj - Kfiatek czwarty od góry.

piątek, 10 czerwca 2011

Karnawał Blogowy # 22 - Pomoce do gry


W ramach kolejnego odcinka Karnawału blogowego zamieszczam kilka sprawdzonych patentów na sesyjne rekwizyty i handouty. A że mam jakieś takie adamowosłodowe zacięcie, to lubię majstrować różne rzeczy.

1. Generic żelastwo

Jeśli przypadkiem prowadzisz 50 Fathoms do Savage Worlds, czy inne 7th Sea i akurat również przypadkiem z czasów dzieciństwa zostało ci w szafce trochę żelastwa… to akurat jest dobry pomysł, żeby je odkurzyć i dać graczom do zabawy :).


2. Wizje, flashbacki i magiczne podglądanie.

Czasami, w różnych okolicznościach w zależności od systemu, gracze mogą byś świadkiem czegoś, co dzieje się gdzieś indziej, kiedy indziej lub w ogóle jakoś inaczej. Przykładem może być podsłuchiwanie jakiejś rozmowy (m.in. za pomocą magicznego chowańca, o czym niżej), wpięcie się do komputera podłączonego do kamer bezpieczeństwa, czy też czar typu jasnowidzenie. Zamiast po prostu odczytać treść rozmowy, czy ją streścić, można zwerbować do pomocy parę osób (nie-graczy) i dać im do odczytania dany dialog, oczywiście nagrywając go przy pomocy np. komórki, czy innego ziobrofonu.. Nagranie można wzbogacić dodatkowymi efektami dźwiękowymi – sieć jest pełna darmowych plików muzycznych z odgłosami strzałów, skrzypiących drzwi, czy rżących koni.
W trakcie kampanii 50 Fathoms, którą aktualnie prowadzę, za sprawą wizji zesłanej przez magiczny artefakt gracze byli świadkami skazania na śmierć trzech sióstr-wiedźm. Wyrok odczytał kolega z pracy, a trzy koleżanki wcieliły się w role wiedźm, ja zaś zająłem się efektami dźwiękowymi.

3. Użycie elektroniki w świecie fantasy

Chowaniec stanowi ogromne pole do popisu dla MG. Podczas niedawno prowadzonej kampanii Warhammera jeden z moich graczy miał chowańca sowę, z którym łączyła go więź telepatyczna. W związku z tym notorycznie oddzielał się od drużyny, po czym – za pośrednictwem sowo-wideo-kondferencji brał udział w planowaniu, dawał rady, itp. itd. Razu pewnego, gdy udało mu się trafię do lochu, postanowił w wiadomy sposób wziąć udział w naradzie graczy dotyczącej jego uwolnienia. Będąc przygotowany na taki obrót sprawy, zaprosiłem go do osobnego pokoju i posadziłem przy komputerze z włączony Skypem, po czym wróciłem do miejsca, gdzie byłą reszta graczy. Z laptopa połączyłem się z drugim komputerem, odpaliłem kamerkę i mikrofon. Mag słyszał co się działo, widział (bohatersko wcielając się w sówkę kręciłem kamerą), ale nie mógł mówić, bo nie miał mikrofonu. Mógł za to pisać na czacie, jak zachowuje się sowa.
A że sowa, jak to sowa, ma mały rozumek, to w środku rozmowy wyłączyłem na pół minuty mikrofon, a cały widok z kamerki zasłoniłem wydrukowanym uprzednio zdjęciem myszy polnej z podpisem „Twój chowaniec myśli o jedzeniu”.
Choć patent wymaga odrobiny zabawy elektroniką (pomaga żona po telekomunikacji na polibudzie ;) ), to warto się postarać.

4. Mana potion

(Uwaga! Pomysł tylko dla dorosłych!)
Wiele już napisano o wręczaniu graczom kolorowych miksturek. My okazyjnie stosujemy coś innego – drink w dużej szklance z 50 ml Blue Curacao, 50 ml wódki, dopełnić citrus mix Schwepsem z lodem i cytrynką, co daje piękny błękitny kolor i fajnie smakuje.
Mamy też na naszym blogu kulinarnym bardzo dobry przepis na health potion.

5. Papierowe pieniądze i inne takie

W necie można znaleźć całkiem przyzwoite monety do druku (np. tu). Jeśli mamy dostęp do kolorowej drukarki, można w ciekawy sposób wzbogacić zawartość znalezionej sakiewki. Do takiej sakiewki można np. wrzucić klucz do szafy starego typu, który otwiera… już MG dobrze wie co ;).
Swoją droga taka zabawa daje też ciekawą perspektywę na ilość miejsca, jaką zajmują pieniądze (w zamierzchłych czasach szczenięcych w AD&D 2 edycji miałem gracza, który nosił w plecaku 20.000 sztuk złota. No i oczywiście powtykane tu i ówdzie żarcie, sztylety oraz komplet innego ekwipunku, z ciężką zbroją i mieczem dwuręcznym na czele ;) ).

Z kolei ze strony Greywolfa można też ściągnąć bardzo fajne „skarby” do kampanii „Pirates of the Spanish Main”, które nadają się również do innych systemów morskich. Może nie jest to do końca handout taki do potrzymania, ale zawsze lepszy efekt dać taką wyciętą karteczkę ze zgrabnym obrazkiem i opisem, niż „znalazłeś magiczny miecz”.

6. Zbyrcok jako pomoc przy serwowaniu ataku serca

Dawno dawno temu byłem z rodzicami w górach i nabyliśmy z drodze kupna tzw. „Zbyrcok” – górolski metalowy dzwonek do łowiecek. A konkretnie 4 takie dzwoni powiązane rzemykiem. Przypomniałem sobie o tym zakupie jakiś czas później, podczas krótkiego romansu z prowadzeniem Zewu Cthulhu. Postanowiłem uwiązać jeden koniec owego rzemyka do haczyka wystającego z sufitu, a drugi – do cienkiej żyłki, którą następnie górą poprowadziłem do mojego biurka i której koniec uwiązałem do czegoś ciężkiego. W ten sposób rzemyk z dzwonkami wysiał sobie spokojnie pod sufitem, zgięty w kształt litery „U”. W momencie, gdy miało się wydarzyć coś dramatycznego, starczyło, po odpowiednim wstępie i zbudowaniu nastroju oczekiwania na nagły atak niewypowiedzianej grozy, dyskretnie przeciąć żyłkę. I obserwować graczy skaczących pod sufit ]:->.

7. Sutanna & szpada

Razu pewnego graliśmy w Neuroshimę. Występując jako gracz wzięło mnie na stworzenie ambitnej, nietypowej postaci. Tak oto zostałem hiszpańskim jezuitą. Grało się bardzo fajnie, więc pewnego razu postanowiłem na sesji się pokazać. Nawiedziłem w tym celu wypożyczalnię kostiumów Teatru Wielkiego w Poznaniu i za niewygórowaną kwotę 33 złotych stałem się na weekend posiadaczem sutanny. Co prawda koloratkę musiałem sobie sam wyciąć, ale na szczęście Biblię miałem już w domu. Tak przygotowany, z gromkim „Niech będzie pochwalony!” na ustach stawiłem się na sesji :).
Nie wiem jak to jest w innych miastach, ale wymienioną wypożyczalnię znalazłem po prostu w książce telefonicznej. Myślę, że w innych miastach powinny być podobne przybytki – starczy poszukać, poguglać i podzwonić :).

8. Mapy, plany i inne kwity, czyli o papierze raz jeszcze

Dla porządku wypada wspomnieć o bodaj najpopularniejszym handoucie – mapach, planach czy listach. Od najprostszych (świetnym przykładem są tu bardzo fajne handouty z warhammerowego „Wewnętrznego Wroga”), przez wytwory własnego rękodzieła (w zależności od własnych zdolności artystycznych i ilości dostępnej herbaty do postarzania dokumentów), pomysły bliźnich do znalezienia i wydrukowania z for, stron internetowych i innych dziwnych miejsc, a na gotowych, komercyjnych, produktach skończywszy.
Jak chodzi o te ostatnie, to polecam internetowy sklep DriveThroughRPG. Wybór planów, map i innego cholerstwa za naprawdę drobne pieniądze (2-4$) jest naprawdę duży.
Ja sam, z racji ciężkiego braku talentu do narysowania czegokolwiek z wolnej ręki, map i podobnych pism nie sporządzam. Kiedyś spłodziłem jakiś odręcznie napisany list na sesję, to gracze chcieli biegłego grafologa powołać celem jego odczytania. Z braku znajomego biegłego grafologa sam musiałem im go odczytać. Ale od czego mamy Gugla? Tutaj, na przykład, można znaleźć forum ludzi, którzy lubią robić mapy :).

9. Miej oczy dookoła głowy!

Od jakichś 17 lat jestem zapalonym modelarzem. Długie lata sklejałem plastikowe samoloty, potem czołgi, kilka okrętów. Po krótkim romansie z modelami papierowymi zabrałem się za figurki do bitewniaków - obecnie Dwarfy do Warhammer Fantasy Battle i Fallschirmjagerów do Flames of War. No i trochę figurek do LoTR`a. Mam też powoli rosnącą kolekcję terenów w skali 28mm i trochę różnych dziwnych figurek na sesje. Bycie modelarzem wpływa na psychikę, percepcję. Gdziekolwiek nie jestem, co bym nie zobaczył, analizuję to pod kątem potencjalnej przydatności do celów modelarskich i ew. sesyjnych. Warto chodzić z otwartymi oczami.
Np. w takim Realu można trafić na gotowe pieczęcie do listów.
Oczywiście taki gotowiec to coś dla ludzi nie mających ciężkiego zacięcia rękodzielniczego - sieć roi się od przepisów, jak zrobić pieczęć własnym sumptem (jednorazową z ziemniaka, porządną z drewnianego kołka przyciętego wypalarką, którą można bez problemu kupić na Allegro i opitulonego odpowiednim lakierem). Ja sam mam w szafce modelarskiej zabytkową lutownicę, którą zamierzam kiedyś wykorzystać do wyrycia pieczęci - kiedyś. Jak przyjdzie wena.

sobota, 4 czerwca 2011

Prywata & kumoterstwo

Zamieszczam linka do bardzo fajnego bloga: http://polygamia.pl/blogi/crinoblog

Co prawda nie jest - na razie - w żaden sposób związany z RPG, ale prowadzi go, znany z Kfiatków sesyjnych Octopus :).

Tak więc jeszcze raz zapraszam wszystkich do odwiedzenia Crinobloga!

piątek, 3 czerwca 2011

Karnawał Blogowy RPG #21 Zło



KB #21 Zło
A raczej Zuuułooo.

Czym się różni Zuuułooo od Zła? To pierwsze, to odmiana zła występująca w wielu prowadzonych przeze mnie sesjach. Powstało na skutek pewnych moich ułomności w prowadzeniu w początkach kariery jako MG, których, szczerze mówiąc, nie chciało mi się usunąć do tej pory. Konkretnie mój problem, jako MG, sprowadza się do tego, że niezbyt umiem zrobić poważną sesję, taką mroczną, refleksyjną, gdzie gracze poczuliby strach, powagę, przygnębiający nastrój. Za często próby budowania takiego nastroju paliły na panewce za sprawą jakiegoś dowcipnego komentarza, po równi ze świata gry (as in: pasującego do postaci, która go wypowiedziała) jaki i offtopowego. Tak więc zamiast walić głową w mur, opierdalać graczy za offtopy i psucie nastroju, postanowiłem te sytuację wykorzystać na swoją korzyć. Zło na moich sesjach jest Zuuułem – takim trochę śmiesznym, trochę nieporadnym, ale za to bardzo zawziętym i chwilami nawet Monty Pythonowskim. Oto kilka przykładów, ku inspiracji.

Troll maminsynek
Patent nie wymyślony przeze mnie, ale zastosowany w praktyce okazał się jednym z lepszych spotkań prawie rocznej kampanii Warhammera. Graliśmy kampanię Wewnętrzny Wróg i drużyna kogoś tam ścigała, aż dotarła do mostu nad rzeczką. A spod mostu, jak to spod mostu, wyszedł prawie trzymetrowy troll rzeczny i zażądał nie-aż-tak-wygórowanego myta. Drużyna, jak to drużyna, uniosła się honorem i stwierdziła, że nie zapłaci. Troll oczywiście zaatakował. Jakież było zaskoczenie wszystkich, gdy po pierwszej poważniejszej ranie troll zakrzyknął cieniutkim głosikiem „Mama, one mnie bijom!” i spod mostu wydreptała sporo od niego większa mamuśka. Walka była długa i zacięta, towarzystwo przekonało się, jak ciężko walczy się ze stworem z regeneracją, gdy nie ma się pod ręką zapalniczki. Całość wypadła śmiesznie i zapadająco w pamięć – i o to chodziło.

Darth Farquad
Mroczny Lord Sithów stworzony na potrzeby prowadzonej dawno dawno temu w odległej Galaktyce kampanii Star Wars RPG miał jakiś metr czterdzieści pięć w kapeluszu i nieproporcjonalnie duży noc. Do tego skrzywiony, bo mówił tak jakoś dziwnie – przez nos właśnie (co radośnie odgrywałem mówiąc gardłowym basem i zatykając nos). Drużyna swego czasu pokrzyżowała jego niecne plany nawet o tym nie wiedząc, więc postanowił on się na nich zemścić. Jego plany były dość nieporadne, intrygi szyte grubymi nićmi, ale w walce dobrze radził sobie z mieczem świetlnym i zawsze miał opracowany doskonały i efektowny plan ucieczki, na wypadek jakby coś nie wyszło. Niby śmieszny, dziwnie mówiący kurdupel na pierwszy rzut oka niezbyt nadaje się na arcydroga kampanii, ale mieliśmy z nim dużo zabawy. I nadal o nim pamiętam, mimo upływu 8-10 lat od jego ostatniego występu.

Goblin
Goblin to jeden z moich ulubionych potworków, gdy prowadzę świat fantasy. I to nie mówię już nawet o starym AD&D patencie z samotnym goblinem z zaostrzonym kijkiem wymuszającym haracze na trakcie (czy wspominałem, że ma pas giganciej siły, jest mistrzem uników i MG rzuca same 20-tki, gdy drań atakuje? ;) ). To, co podoba mi się w goblinach to ich spryt i cunning plany. Bo choć en masse są głupie jak przysłowiowy but, to na czele plemienia zazwyczaj stoi osobnik nadzwyczaj chytry i przebiegły. Właśnie takiego goblina spotkali na swojej drodze gracze podczas wspomnianej wcześniej kampanii WW. Miałem w drużynie maga, nazwijmy go Cerus, który, oprócz posiadania dużej siły ognia był też bardzo chciwy i zawsze pierwszy to łupienia i grabienia pokonanych wrogów (w sumie dziwnym nie jest, miał spore rachunki do zapłacenia w swoim Kolegium). Dlatego też, gdy drużyna zwiedzała opuszczoną wieżę jakiegoś maga (o której nie wiedzieli, że została w tak zwanym między czasie zasiedlona przez gobliny). Cerus oczywiście pierwszy rzucił się do zwiedzania i zbierania pamiątek, tylko po to, by wpaść w pułapkę zastawioną przez nasze małe poczciwe zielone paskudki. Dobrze rozmieszczeni na piętrze łucznicy, garść gobosów na dole z tarczami i włóczniami, w miarę przyzwoite rzuty, pilnowanie takich detali jak to, ilu kafarów w pełnych płytówkach może ramię w ramię biec wąskim korytarzem, lub jednocześnie walczyć na schodach i nagle okazuje się, że drużyna, która z walką zazwyczaj nie miała większych problemów z wycinaniem hord nieprzyjaciół, w ciągu rocznej kampanii najwięcej Punktów Przeznaczenia wydaje walcząc z grupą goblinów dowodzonych przez zielonego kurdupla, który paraduje w zdobycznej damskiej kiecce. I myśli, że dzięki temu może rzucać czary (tak, niektórzy NPC z WW naprawdę byli udani ;) ).
Innymi słowy – taktyka, taktyka, taktyka! Tak taktycznie dobrze rozegrane starcie wymaga niezłego przygotowania. Ale warto.

A tribute to Wilq
Drużyna zinfiltrowała sektę slaneshytów, bodajże w Middenheim. W piwnicy urządzone było bardzo przytulne miejsce na orgie – z dywanami, licznymi poduszkami, akcesoriami…. Wszystko ładnie pięknie aż do momentu gdy jednego z graczy zaatakowała, dysponująca specjalną figurką na tę okoliczność…


Penisoręka Poduszka Elektryczna!!!!!
Nie znasz dnia ani godziny, kiedy z zasadzki spadnie na ciebie Zuuułooo :->


Są ludzie, którzy potrafiąca sesji pokazać prawdziwe Zło. Tak, żeby było strasznie, nastrojowo i klimatycznie. I to potrafią to wiarygodnie sprzedać ludziom, którym ja też prowadziłem, w taki sposób, że nikomu przez myśl nie przejdzie, żeby zepsuć klimat jakimś dowcipnym komentarzem. I bardzo lubię takie sesje, jako gracz. Ale jako MG dużo lepiej się czuję w klimatach jajeczno-absurdalnych. W końcu gramy po to, by dobrze się dobrze bawić, a ja po prostu lubię, jak jest wesoło na sesji.

Kwiatki z 02.06

K: Bzyknąłeś już Bruna?
M: Tak, ale to on był z tyłu.
K: To trzeba było zacisnąć poślady i powiedzieć „idziemy do moich kolegów”.

(i znowu w burdelu)
O: Jakim cudem tu weszłaś?
G: Normalnie, to burdel koedukacyjny.
O: To czego się tu można nauczyć?

(Kidd zajął zaszczytne drugie miejsce w seksmaratonie)
O: Lodu sobie przyłóż. Mogę ci nawet wyczarować.

(dossier istotnego NPC`a)
G: … ma siostrę, lesbijkę ze skłonnościami sadystycznymi.
K: Znaczy baba w moim typie.,

(dossier ciąg dalszy)
G: I jest bard, który zgwałcił nastoletnią córkę tego NPCa, za którego mamy się mścić.
O: Polański ?!?!?!?!

M: Można im dodać do wina eliksir prawdomówności.
G: Nie ma czegoś takiego.
M: Jest. Nazywa się wódka.

MG (intensywnie wertuje podręcznik): Tu gdzieś była mechanika chlania…

M: Ja mam owczy korzeń!
K: Przeszczepiłeś sobie?
M: Meeeetam.

(drużyna idzie na imprezę incognito, ale ciężko idzie wymyślenie pserudnimów. MG postanowił pomóc i sugeruje wskazując po kolei palcem Octopusa, Mortha, Kida i Glorię)
MG: Proste pseudonimy: Jean Pier, Jean Marie, Jean Baptiste i Jean.

O: My name is Kmicic. Andrzej Kmicic.
M: Kolega jest troszkę dowcipny.
K: Tak, ostatnie dwa dni szczególnie.

K: Jaki jest plan?
M: Wpadamy, bzykamy, mordujemy i uciekamy. Z grubsza.
G: Jeszcze pytamy.

O: Uważaj w bibliotece, tam może być małpa.

MG: Rapier to broń kłująca, szpada, to broń kłująco-sieczna. Albo na odwrót…
O: Jestem magiem, nie muszę się znać.

(Gloria włamuje się nocą do pustego pomieszczenia z dużymi oknami)
MG: Ciemno
G: Nie jest powiedziane, że nie ma pełni.
K: Jest pełnia zachmurzenia.

G: Chowam pamiętnik.
O: Tylko nie za dekolt, bo tam zajrzą.

(Kidd zakłada się z synem burdelmamy, oferując, w razie przegranej, Glorię)
NPC: Ja stawiam trzy dziwki.
K: Tak mało? Pół królestwa co najmniej!
NPC: 12 dziwek. To pół królestwa mojej matki.


I na koniec kwiatek gastronomiczny z końca sesji:
G: Woda się zagotowała, jakby ktoś coś chciał.
K: Tak, ja poproszę. Kawę mrożoną.