piątek, 11 lutego 2011

Das Boot

Co prawda sesji nie było z powodu choroby, ale zanim MG się rozchorował, to zdążył cosik skleić. Enjoy :)



Stateczek zakupiony na DriveThru RPG za całe dzikie 3,95 dolara, sklejony na dwóch wieczornych posiedzeniach :).

piątek, 4 lutego 2011

Kfiatki z 03.02


[awanse przed sesją – gracze rozważają przewagę „zwierzęcy kompanion”]
O: Wezmę rybę piłę, będzie sabotować statki! Albo ostrygę tresowaną, zrobi nam perły!
G: To ostatnie może trochę potrwać…
O: To może być magiczna tresowana ostryga!

G: Wolno płyniemy…
O: Musimy zjeść fasolkę i zrobić dodatkowy napęd.

[MG kulnął na tabelkę losowych spotkań na morzy, wyszła chmara Brzytwoskrzydłów po prawej burcie]
M: O! Patrzcie: Ptaki na sterburcie. Płyniemy dalej prosto!

[rozważanie metod walki ze zgrają Brzytwoskrzydłów, a szczególności różnicy między użyciem garłacza a kota]
O: Garłaczem trafisz kilka na raz.
G: Ale kota się szybciej przeładowuje.

[Po kilkudniowej podróży drużyna dopłynęła do portu]
O: Nie lubię suchego lądu.
G: To go sobie zmocz.

[ktoś coś tam upuścił na ziemię]
G: Coś ci spadło.
MG: Synku…

G: A ja bym sobie ukradła Madonnę z wielką łasiczką. Może być upadła.

M: Po cholerę ci ta ładna sukienka??
G: Bo babą jestem!!

[MG, zainspirowany kabaretem Ani Mru Mru, z emfazą i polotem odgrywa NPC`a Chińczyka]
O: Weź sobie fuksa za odgrywanie postaci.

NPC Chińczyk do kuzyna: Czing Peng pilnuj riksza, ja zara wracam.
O: Kradniemy riksze.
G: Ja wymontuję radia!!
M: A ja biorę alusy!!!

M: Kolega Octopus, który w wyniku ewolucji stracił skorupę…

G: Przeszukuję biurko szukając tajnych skrytek.
Kostki: [porażka]
G: Ale mam jeszcze włamywanie, mogę spróbować?
MG: Ale do tego trzeba wiedzieć, gdzie jest zamek.
M: To może ja toporem go poszukam.

O: Umiesz pisać?
M: Umiem pisać, przecież umiem pilotować statek!
O: Umiesz pisać?

O: I chce dwie gumowe kaczki do kąpieli!
J: A co, jedna ci się zużyła?

[jakie towary można kupić na targu na jedynej wyspie na świecie, gdzie wydobywają żelazo?]
O: Żelazo jest dostępne od macki.

MG [właśnie wymyślił Caribdusowy odpowiednik przysłowia „raz na wozie, raz pod wozem”]: Wiecie jak to jest. Są przypływy i odpływy…
G: I zupa krabowa
M: Ostatnio same przypływy, odpływ by się przydał.
G: Trzeba popłynąć na środek oceanu i wyciągnąć korek!

[Drużyna postanowiła dorobić na walkach gladiatorów]
O: Morth, to zapisz siebie i Kida. Jak traficie na siebie, to najwyżej jeden się podłoży.
MG: Pewnie! Walki są na śmierć i życie.

[Morth trochę przegrywa w walce na arenie. Octopus postanowił go wesprzeć magią]
MG: Chyba właśnie złamałeś regulamin tej imprezy masowej.

[Planowane odbicie więźnia z obozu pracy przymusowej na wyspie Terras]
M: Moglibyśmy przejąć statek z zaopatrzeniem! Będziemy mieli statek i zaopatrzenie!!

Na koniec bonus: ciekawy link odnaleziony podczas szukania grafiki do okraszenia niniejszego wpisu.

środa, 2 lutego 2011

O Savage Worlds i 50 Fathoms słów kilka

Po zapoznaniu się z podręcznikami do kampanii 50 Fathoms muszę powiedzieć, ze jest ona zupełnie inna niż wszystkie inne kampanie i scenariusze RPG, z którymi się do tej pory zetknąłem. Całość oparta jest na systemie Splotów i Brawurowych Opowieści i najbliżej temu to systemu znanego z serii The Elder Scrols – w szczególności Morrowind i Oblivion (wskazuje te dwa, bo znam dość dobrze). Innymi słowy – jest jeden główny wątek („za 10 lat cały świat znajdzie się pod wodą” – tak przynajmniej twierdzi znajomy samobieżny Owoc Morza) i oprócz tego jest masa wątków pobocznych. Ilość scenariuszy zawarta na tych 150+ stronach podstawki jest po prostu niesamowita, przy czym każdy scenariusz to 0,5 – 1,5 strony A4 tekstu. Ale to w zupełności wystarcza na 1-2 sesje dobrej zabawy.

Tak więc drużyna ma ogromną wolność wyboru i statek, którym można popłynąć wszędzie. Można iść głównym wątkiem (tzw. „Sploty”), można bujać się po okolicy robić wątki poboczne („Brawurowe opowieści”) i cieszyć się losowymi spotkaniami. Albo po prostu pływać po okolicy i handlować :). Całość jest podana na tyle zgrabnie, że po 1-2 krotnym przeczytaniu całości MG może w zasadzie bez większego problemu prowadzić bez względu na to, w którą stronę by gracze nie popłynęli. A losowe spotkania są o tyle fajne, że nie jest to tylko k6 potworów rasy X. Oczywiście takie też się zdarzają, ale wiele losowych spotkań jest specyficzna dla danej okolicy i stanowi po prostu mini przygodę.

I ostatnia sprawa – spotkania nie są skalowane na poziom postaci. Jedynym wyjątkiem są tu sploty – podany jest sugerowany poziom postaci, zanim się zacznie ten wątek. Skutek tego jest taki, że jak wiadomo, że jak wiadomo, że na wyspie X biją, to jak drużyna tam wlezie, to bijący nie będą dostosowani do jej poziomu, tylko będą stanowili rzeczywiste zagrożenie.


(Obrazek stąd)

Podoba mi się taki układ, bardzo dużo treści skoncentrowanej w jednym miejscu. Bez wielgachnych opisów, charakterystyk miliona NPCów (jak często gracze atakują karczmarza, że w tylu scenariuszach są podane jego charakterystyki??). Choć wydaje mi się, że jest to metoda właściwsza dla średnio i bardziej zaawansowanych MG. Tak mi się przynajmniej wydaje, że zaczynając dopiero przygodę z RPG dużo trudniej byłoby mi scenariusz zawarty na kartce A4 rozwinąć na 1-2 sesje. Choć to akurat może być kwestia indywidualna.