poniedziałek, 22 marca 2010

Kfiatki z sesji 11.03

Dramatis personae:
Cerus – człowiek wędrowny czarodziej Kolegium Światła z kosturem, tropiciel wszelkiego zła i chaosu.
Anna ps. „Wiewióra” – zielarka, medyk – wegetarianka.
Gascoigne – bretoński błędny rycerz, człek honoru z mieczem i Hochland Long Riflem.
Sam – zwiadowca z lasu z wielkim runicznym toporem dwuręcznym.
Fransoise – bretoński szlachcic, patentowy wkręcacz i sprzedawca weksli i czeków bez pokrycia na pół etatu.

Cerus (o Annie): To jest nasza własna ekoterrorystka. I felczer.

Cerus: Ja od kobiet wolę magię, moc.
Anna: To już wiem, czemu masz tak umięśnioną prawą rękę.
Cerus: To od trzymania kostura.
Anna: Jak zwał tak zwał.

Cerus (właśnie żebrał na klatę kolejne trafienie krytyczne) : Ale to jest kurwa złośliwe.
MG: Tylko trochę.

Durak (krasnolud – NPC): Jak coś było wystarczająco dobre dla mojego dziadka, to jest dobre i dla mnie.
Anna: Nie mów, że chodzi o bancię…

Strażnicy NPC: Ej! Kto idzie?!?!
Cerus: Nie wiem jak Wy, ale ja splatam.

Cerus (po walcze): Jak Fransoise będzie ich chciał wszystkich chować, to go ogłuszymy i zwiążemy.

MG: Wchodzicie do okrągłej sali. W jednym z jej rogów widać schody.

Kroniki Drużyny Młota

Kroniki Drużyny Młota
Spisane w 30 lat po wydarzeniach, które wstrząsnęły Imperium
Przez [wpis nieczytelny], bezpośredniego uczestnika wydarzeń.
Wydane w Altdorfie nakładem drukarni Kurta Wegnera Juniora
W roku 2542 od założenia Imperium


[Rozdział X]
W Griessenwaldzie dowiedzieliśmy się, że jest grupa ludzi, banitów, którzy zbrojnie opierają się Temu, w Stronę Którego Tyłka Nadchodzi Jesień. Po szybkiej naradzie postanowiliśmy nawiązać kontakt z ruchem oporu i – w miarę możliwości – trochę ich dozbroić. Zwerbowaliśmy też do pomocy czterech krasnoludów. W tym czasie Cerus bez powodzenia szukał na targu sokoła, lub jakiegoś innego ptaszyska na Chowańca. Po wypiciu z brodaczami toastu za powadzenie misji (i jeszcze jednego i jeszcze jednego i na pohybel…) ruszyliśmy z powrotem na północ.
Ruch na rzece był spory, więc nie zdziwiło nas gdy w pewnym momencie mijała nas barka rzecznych Cyganów. Na jej pokładzie mieli dwa sokoły! Cerus natychmiast zaczął męczyć stojącego za sterem „Łodzi” Sama, by zbliżyć się do Cyganów i pohandlować. Cyganie okazali się bardzo chętni na mały handelek (widzieliście kiedyś cygana niechętnego na mały handelek? Jeśli tak to dajcie znać, jeśli wiadomość się potwierdzi damy nagrodę).
Po przyciągnięciu łodzi bosakami Cerus, Anna i Fransoise przeszli na pokład obok celem podjęcia negocjacji. Annie coś nie zgadzało się z tymi sokołami – nie ruszały się tak, jak powinny ruszać się sokoły. Natomiast fakt, że na łódź i jej załogę rzucono iluzję Cerus wykrył na moment przed atakiem. Okazało się, że na łodzi zamiast Cyganów byli Korsarze Mrocznych Elfów!
Korsarze zaatakowali jednocześnie ostro odbijając od „Lodzi”. Doszło do zaciętej walki wręcz i wymiany uprzejmości z kusz i jak zwykle zabójczej rusznicy Gascoigne`a, który został na „Lodzi” i wspierał nas ogniem.
Na nasze szczęście okazało się, że elfia magiczka, o ile całkiem nieźle wychodziły jej iluzje, bo w walce sprawdzała się dużo gorzej. W sumie z walki wyszliśmy bogatsi o kilak elfach zakrzywionych mieczy, dwie kusze samopowtarzalne (jedna uszkodzona), trochę złota i jakiś dziwny klucz, który natychmiast zachachmęcił Cerus, biorąc go ze sobą do kabiny, gdzie razem z Anną coś kombinowali przez kilkadziesiąt minut. Durak – jeden z krasnoludów, który do nas dołączył w Griessenwaldzie – opowiadał później, że przy użyciu nowoczesnego krasnoludzkiego sprzętu podsłuchowego w postaci szklanki przytkniętej do drzwi nie ustalił, by odchodziły tam jakieś bezeceństwa. Nic więcej jednak nie zdołał ustalić i o co latało z kluczem mieliśmy dowiedzieć się dopiero później. Ale nie uprzedzajmy wypadków.
Za cenę mocno poranionego Cerusa i zużytej amunicji zyskaliśmy też przychylność cygańskiego księcia Hiacynta – okazało się bowiem, że długouchy napadły na Rzecznych Cyganów na krótko przed atakiem na nas i trzymały ich związanych w różnych miejscach łodzi. W sumie dobrze, że Anna zwróciła nich uwagę, bo w szale plądrowania prawie byśmy o nich zapomnieli.
W bojowym nastroju, po pochowaniu elfów na brzegu, ruszyliśmy dalej na północ zostawiając za sobą wdzięcznych Cyganów i dwa elfie jeżozwierza spływające w dół rzeki. Wszyscy chyba zastanawialiśmy się nad tym, jak skontaktować się z ruchem oporu bez nabicia sobie guza (szczególnie, że nasz lokalny Hierofanta wyglądał tak, że jeszcze jeden guz na głowie mógł go wysłać za drzwi Morra.

Kroniki Drużyny Młota

Kroniki Drużyny Młota
Spisane w 30 lat po wydarzeniach, które wstrząsnęły Imperium
Przez [wpis nieczytelny], bezpośredniego uczestnika wydarzeń.
Wydane w Altdorfie nakładem drukarni Kurta Wegnera Juniora
W roku 2542 od założenia Imperium


[Rozdział IX]

W końcu byliśmy gotowi, by udać się na zamek Wittengstein. Wiewióra co prawda od początku powtarzała, że możemy okazać się za ciency do wysłania do krainy Morra nekromanty, który siedzi na własnym zamku i ma po swojej stronie jakieś stare przywileje nadane przez cesarza 700 lat temu, ale my wierzyliśmy we własne siły. Lekcja, jaka z tego płynie moje dziatki, jest prosta – myśl, zanim działasz. I dokładnie przeczytaj ten rozdział w „Sztuce Wojny”, który jest poświęcony rozpoznaniu bojem (znajdziesz go gdzieś w połowie, pomiędzy działami „Nie żartuj sobie z Zabójców Troli” i „Nie atakuj Kisleva w zimie”. Ale po kolei.
Ruszyliśmy do jaskiń, które zdaniem wieśniaków – kanibali powinny zawierać tunel prowadzący na zamek Wittengstein. Zdecydowaliśmy się na rozpoznanie sytuacji bojem z podziemi z dwóch powodów. Po raz, chcieliśmy jak najlepiej wyzyskać efekt zaskoczenia, zanim władcy zamku połapią się, że wioskowy szarlatan poślizgnął się na mydle i dwukrotnie nadział się na nowy, krasnoludki topór Sama. Po dwa, Gascoigne bardzo obrazowo wyjaśnił nam, co się dzieje, gdy 5 osób usiłuje zdobyć mury dobrze zbudowanego zamku. A zamek Wittengstein – natenczas – wyglądał na naprawdę niezdobytą twierdzę.
W tunelach miało rzekomo straszyć. Rzeczywiście, odgłosy dochodzące ze środka przyprawiały o gęsią skórkę, ale dzięki nowoodkrytym darom Taala i Rhyii, z których korzystała Wiewióra, szybko namierzyliśmy i przerobiliśmy na frytkę wyewoluowanego inaczej dowcipnisia, który je wydawał i chciał nam wlać siekierą. Dużo większym problem okazały się gigantyczne nietoperze, które ciężko poturbowały Cerusa łamiąc mu rękę.
W końcu jednak znaleźliśmy schody prowadzące do – jak się okazało – Niskiego Zamku.
Rozpoznanie bojem zakończyło się dość szybko. W zrujnowanym budynku znaleźliśmy jeszcze kilku wyewoluowanych inaczej mieszkańców Wittengsdorfu. Nie dowiedzieliśmy się od nich za wiele, więc Fransoise zgłosił się na ochotnika do przeprowadzenia zwiadu na dziedzińcu. Niestety po drodze zachciało mu się zajrzeć do jednej z wież, w której na jego nieszczęście siedziało kilka kościotrupów. Pomimo poważnych ran Fransoise zdołał jednak wykonać znany bretoński manewr bitewny i dołączyć do nas, dzięki czemu wspólnie załatwiliśmy wszystkich trzech nieumarłych. Niestety zaalarmowało to straże na zamku i podniesiono alarm. Dzięki jednak szczwanemu planowi udało nam się wycofać paląc za sobą budynek, do którego prowadziło tajemne przejście, dzięki czemu – co stwierdziliśmy później – nie zostało ono odkryte. Na pokładzie Lodzi” szybko opuściliśmy baronię Wittengstein z mocnym postanowieniem, by wrócić tam w większej sile i zrobić z dupy władcy zamku jesień średniowiecza.

środa, 10 marca 2010

Altdorfer Tagesblat

Altdorfer Tagesblat
Czyli Niezależny Nieregularnik Stolicy Imperium
Numer 8


Dekret Cesarza

Z rozkazu jego królewskiej mości prawowitego cesarza Karla Franza Władcy Wyżyn i Nizin, Prawdziwego Wyobrażenia Sigmara i Wyniesionego Władcy Imperium

Wszystkim poddanym cesarza wiadomym niech się stanie, że odtąd obrzydliwe praktyki wygnania lub innego pozbywania się nieszczęsnych istot zwanych dalej mutantami ustać winny. Podjąć należy środki konieczne, aby ci, którzy rodzą się z fizycznymi deformacjami, jak również ci, u których rozwijają się one później, zajęli należne miejsce w społeczeństwie.
Wg. Opinii Jego Cesarskiej mości tzw. „mutancie” nie istnieją, a określenie kogokolwiek takim mianem staje się zabronione. Pogwałcenie któregokolwiek z rozporządzeń tego edyktu karane będzie śmiercią.

Brzydkie słowo na literę „M”

I to, drodzy czytelnicy, był ostatni raz, kiedy w naszej gazecie padło brzydkie słowo na literę „M”.
Rzetelność dziennikarska nakazuje powiedzieć, że nowe prawo nie spotkało się z ciepłym przyjęciem w całym Imperium. Wielu otwarcie wypowiedziało się przeciwko niemu, twierdząc, że jego wydanie jest kardynalnym błędem, który tworzy ogromny wyłom w możliwościach obronnych Imperium. Oficjalnego stanowiska w tej sprawie w dalszym ciągu nie zajął kult Sigmara.

Nadchodzi Letni Festiwal i Middenheim

Na początku lata odbędzie się doroczny Wielki Festiwal w Middenheim. Wielu nie wierzyło, że mieszczanie zdołają na tyle uprzątnąć okolicę z zalegających trupów zwierzoludzi i wojowników Mrocznych Potęg, ale wszystko wskazuje na to, że jednak się uda i jedno z najhuczniej obchodzonych w Imperium dorocznych festiwali odbędzie się zgodnie z planem.
Przypomnijmy w tym miejscu, że Festiwal ten każdego roku odbywa się o innej porze. Złośliwa plotka głosi, że zrobiono tak specjalnie dla wprowadzenia w błąd potencjalnych gości festiwalowych, by o różnych porach przyjeżdżali do miasta i wydawali w ten sposób więcej pieniędzy.
Na festiwal uda się specjalny wysłannik Altdorfer Tagesblatt – Joachim Gunter – i dzięki temu na naszych łamach na Bieżąco, po przesłaniu sekarem, wydrukowany będzie cykle jego reportażu z tej imprezy.

Umarli powstali na południu?

Na mieście krążą plotki o rzekomej armii nieumarłych, która rzekomo ma oblegać zamek Castleberg na południe od Nuln. Rzekomo Rycerze Płonącego Serca oraz kult Morra wysłali tam swoich ludzi, celem zbadania sprawy, którą interesuje się również nowy Elektor Nuln (przypomnijmy, poprzedni Elektor Nuln zmarł, otruty przez nieznanych sprawców)

Rubryka towarzyska

Tyberiusz Kael (l. 34), znany altdorfski kupiec, mąż i ojciec czwórki dzieci, był wczoraj widziany na ławeczce przy Buttelstrasse, jak obcałowywał się bezwstydnie z Margerite (l. 21), pracownicą przybytku uciech prowadzonego przez żonę kata Maciejewskiego.

wtorek, 9 marca 2010

Kfiatki z sesji 25.02 i 04.03

(drużyna chyba trochę popiła…)
Anna: Gdzie jesteśmy?
Fransoise: Pod stołem!!

(w drużynie chyba tylko cerus obrywa trafienia krytyczne – tym razem złamał prawą rękę)
Anna: Mamy tylko dwie mikstury leczące.
Cerus: Dawaj!
Anna: Masz temblak.

Fransoise: Pamiętajcie: Jak coś się pali, to przyciąga uwagę.

Cerus (do Gasoine): Wyglądam Ci zza ramienia.
MG: Gascoine ma 190 cm wzrostu.
Cerus (szybko): To ja spod pachy wyglądam!

(drużyna zwiedza jaskinię. Ktoś nie zauważył stropu…)
MG: Wyrżnąłeś głową i zobaczyłeś gwiazdy. Pod ziemią to całkiem niezłe osiągnięcie!

(atakują gigantyczne nietoperze)
Fransoise: Gacki zostały rzucone.

(drużyna szuka sojuszników do szturmu na zamek nekromanty)
Fransoise: Krasnoludom powiemy, że w zamku jest złoto i piwo. Bretończykom, że pod zamkiem są trufle.

(drużyna płynie statkiem z 4 krasnoludami)
MG: Krasnoludy przytaszczyły lekarstwo na chorobę morską: spirytus i piwo.
Fransoise: To robimy krasnoludzkiego Ubota!!

(Gascoigne wypowiedział się dosanie i lekceważąco NT. pokładowego kota, który z kolei jest lubiany przez jego kobietę – Renate. Dość powiedzieć, że ta się obraziła o takie traktowanie zwierzaka)
Fransoise: No to chuj. Jak już strzeliła focha, to można sierściucha utopić.

(Trwa wiosna. Cerus chce na Chowańca ptaka drapieżnego, najlepiej sokoła. Póki co znaleźli dwie sowy)
Cerus: Może mają małe pisklaki?
Gascoigne (lekceważąco): a jaka teraz jest pora roku?
Cerus: To może mają małe roczne pisklaki??

(Cerus zaczyna wychowywać chowańca – sowę)
Gascoigne: Jak mi ten ptak na łep nasra, to zabiję.

Cerus: Jak będziesz złośliwy dla mojej sowy, to ci w hełm nasram i rano zawołam, że alarm.