środa, 9 grudnia 2009

Kroniki Drużyny Młota
Spisane w 30 lat po wydarzeniach, które wstrząsnęły Imperium
Przez [wpis nieczytelny], bezpośredniego uczestnika wydarzeń.
Wydane w Altdorfie nakładem drukarni Kurta Wegnera Juniora
W roku 2542 od założenia Imperium

[Wstęp]

Gdy na jesieni roku inwazji Hordy Archeona Pana Końca Czasu ruszaliśmy z Oldenburga w mroczne ostępy Darkwaldu, nie zdawaliśmy sobie sprawy z wielu rzeczy. Ledwie co poznaliśmy się i podjęliśmy się nadzwyczaj ambitnego zdania – zabicia przywódcy stada zwierzoludzi idących na miasto. Wtedy wydawało się to czystym szaleństwem i myślę, że tylko dzięki opiece samego Sigmara udało nam się ujść z życiem. Z resztą Wiewióra później opowiadała, że w trakcie ucieczki widziała jakieś znaki… Może to nie tylko Sigma nad nami czuwał?
Również później, w Altdorfie, w Bogenhafen, na rzece Reik… Nie od razu zrozumieliśmy, co się wokół nas dzieje, pomimo pewnych wskazówek nie ogarnialiśmy całego obrazu, powagi sytuacji. Choć nie wiem, jak moglibyśmy wykorzystać te pierwsze wskazówki o działalności Purpurowej Dłoni…
Tak więc buńczucznie ruszyliśmy na zwierzoludzi. Gascione de Paull, wówczas jeszcze tylko giermek nawet bez konia, szukający szczęścia i chwały na ziemiach zachodniego sąsiada swojej ojczyzny. Sam Myca, drwal z okolic Bogenhafen. Znał te lasy jak własną kieszeń, myślę, że gdyby nie on nie wyszli byśmy z tego lasu i kto wie, jak potem potoczyłaby się historia Imperium… Kto by wówczas pomyślał kim zostanie w przyszłości. Cerus User, Ten mag Cerus, wtedy jeszcze uczeń maga, który zewsząd szabrował bełty do kuszy na komponenty do najprostszych czarów. Szła wtedy z nami jeszcze jedna magiczka, Wanda. Odłączyła się od naszej drużyny w Altdorfie, nawet nie spodziewaliśmy się, że jeszcze ją spotkamy. Anna „Wiewióra” Castor, zielarka, a później wiele więcej niż zielarka. W pewnym momencie przestaliśmy już liczyć, ile razy ratowała nas od spotkania z Morrem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz